niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 7

"W życiu nie chodzi o to, by przeżyć burzę, ale o to, by tańczyć w deszczu"
~ Richard Paul Evans "Stokrotki w śniegu"

MUZYKA


- Z Louis'em! Od tygodnia jest w Londynie!
- C-Co?- jedynie tyle zdołałam z siebie wydusić.

W momencie, w którym wypowiedziała te kilka słów, moja szczęka opadła, aż do samej wypucowanej marmurowej sklepowej posadzki. Mój mózg potrzebował kilkudziesięciu sekund na uświadomienie sobie, co takiego właśnie oznajmiła mi, stojąca przede mną kobieta. Pokręciłam głową, mając niewielką nadzieję, że to wszystko było jedynie, jednym pieprzonym snem. Louis nie mógł znajdować się w Londynie, ponieważ... Po prostu nie mógł! Nie miał prawa, wracać tutaj po tym jak zdecydował się uciec, aż na drugi koniec Europy!
Automatycznie wykonałam kilka kroków w tył, wciąż wpatrując się w twarz bogatej pani Tomlinson. Wszystko wokół mnie zdawało dziać się w zwolnionym tempie, a głosy otaczających mnie osób nie docierały do moich uszu, tak jak jakiekolwiek inne dźwięki. Zupełnie jakby wszystkie moje zmysły nagle zostały magicznie wyłączone. Pozostawała mi nadzieja, iż w tak wielkim mieście jak Londyn, nasze drogi nie skrzyżują się w najmniej odpowiednim momencie. Czując narastającą we mnie złość, trochę zbyt mocno zacisnęłam dłoń wokół swojego nadgarstka, na którym spoczywała bransoletka od Louis'a. Złoty krążek palił moją skórę, domagając się ściągnięcia i tak też uczyniłam. Zabawne. Miałam ochotę uciekać przed Tomlinson'em, a jednak nie potrafiłam przez cały ten rok choć na chwilę zdjąć tego prezentu, który podarował mi tuż przed wylotem do Francji. Ha. Zabawne tak jak całe moje życie. Moje życie było tylko żartem losu.

- Coś się stało?- zapytała Danielle, podchodząc do nas.
- N-Nie. Wszystko dobrze.- wyjąkałam i słowo daję, moja twarz musiała być blada jak kartka papieru.
- Okeyy? A pani jest?
- Miło mi. Johannah Tomlinson.

Oczy Dan o mało co nie wyskoczyły z orbit, a jej zdziwiony wzrok spoczął na mnie. Przełknęłam ślinę, po czym ledwo widzialnie pokiwałam głową.

- Tomlinson, jak... Jak ten Tomlinson?- wydukała.
- Tak.
- Och. Wow. W takim razie... Danielle Brooks.- wyciągnęła rękę w stronę starszej kobiety, ta uścisnęła ją z przyjaznym uśmiechem przyklejonym do ust.
- J-Ja muszę... Źle się czuję. Przepraszam. Danielle odezwę się. Miło było panią spotkać.- wygłosiłam na jednym wdechu, by bez problemu niemal biegiem opuścić galerię.


O dziwo, zazwyczaj okropnie dłużącą się drogę do mojego mieszkania pokonałam w kilka minut. Zamknęłam drzwi na pięć spustów, po czym opadłam na kolana, szlochając niczym nastolatka którą już faktycznie nie byłam. Tusz do rzęs spływał czarnymi strugami po moich zaróżowionych policzkach, a mój ciężki oddech ugrzązł w gardle. Kilka godzin później nadal łkałam, co jakiś czas krzycząc w poduszkę, podczas gdy na zewnątrz zapadł już zmrok. Zza ściany jak zwykle słychać było awanturę sąsiadów, ponieważ żona nie tolerowała późnych powrotów męża. Mark, mieszkający piętro wyżej znów wracał pijany, przeklinając głośno cały świat. W tamtej chwili naprawdę żałowałam, iż tak potoczyło się moje życie. Mogłam żyć szczęśliwie u boku ukochanego mężczyzny, a... A skończyłam płacząc w samotności przy świetle świecy, ze względu na brak pieniędzy na rachunki.
Nagle moje ciało zsunęło się z kanapy, a ja gruchnęłam na podłogę, zbijając przy tym wazon. Delikatne szkło roztrzaskało się, raniąc skórę mojej nogi, którą upadłam akurat na resztki naczynia. Na moich policzkach pojawiało się coraz więcej łez, a krew spływała w dół, brudząc moją skarpetkę oraz wszystko wokół. Nie miałam siły, aby wstać. Nie miałam siły, aby żyć. Odchyliłam głowę do tyłu, kiedy nagle przypomniałam sobie o butelce wódki, czekającej na wypicie. Moje nogi chwiały się w każdym możliwym kierunku, kiedy podniosłam tyłek z podłogi. Moje palce przeszukiwały nikłą zawartość szafek, by w końcu natrafić na szklaną buteleczkę. Nieporadnie odkręciłam "srebrną" zakrętkę, a do moich nozdrzy dotarł ostry zapach spirytusu. Tak naprawdę to nigdy nie lubiłam pić, ale ponoć alkohol to lek na smutki. Potrzebowałam kogoś, kto podniósłby mnie z dna i pokazał, że szczęście nadal istnieje i nie mam czym się martwić, bo jestem wartościowym człowiekiem.

- Zostaw to.- usłyszałam cichy głos dochodzący z ciemnego przedpokoju.

Przestraszona upuściłam trzymany przedmiot, a jego zawartość rozlała się, tworząc niewielką plamę na drewnie. Z mroku, ku mojemu zdziwieniu, wyłonił się Luke. Bez dłuższego ociągania się, dwoma krokami pokonał dzielącą nas odległość, po czym zamknął mnie w swoich ramionach. Miał na sobie czarną koszulkę, koszulę w kratę, nieodłączoną czerwoną czapkę, ciemne obcisłe spodnie i Timberlandy.


- Już. Shh. Nie płacz. Jestem przy Tobie.- szeptał, gładząc moje włosy. Kołysaliśmy się na boki, a jego obecność dawała mi nieoczekiwane ukojenie.

Usiedliśmy, a Australijczyk nadal nie oddalał się ode mnie za co miałam ochotę dziękować mu do końca życia. Słychać było jedynie nasze płytkie oddechy oraz pociąganie nosem, nawet sąsiedzi przestali wykrzykiwać milion obelg na sekundę.

- Lottie?

Nie odpowiedziałam, ponieważ wielka gula formująca się od kilku godzin w moim gardle, nie pozwalała mi na wykrztuszenie z siebie słowa.

- Wiem, że byłaś wcześniej raniona przez inne osoby, ale ja nigdy więcej nie pozwolę, by ktokolwiek sprawiał Ci ból. Zaopiekuję się Tobą.- powiedział cicho, sprawiając iż spojrzałam na niego, odchylając się na długość ramienia. Poczułam, że moja dolna warga drga, co również zauważył Luke i zachichotał.
- Ja... Nie wiem, czy potrafię.- wyznałam.
- Małymi kroczkami. Malutkimi gestami. Wszystko powoli, ale obiecuję Ci, że będzie tak jak powinno być.
- Luke...
- Proszę...

W jego brązowych oczach mogłam dostrzec niepewność, strach i ogromną nadzieję, tak rzadko spotykaną w tych czasach. Och tak. Ludzie w XXI wieku nie wierzą, po prostu sądzą że wszystko jest albo na tak albo na nie i nie ma już innego wyjścia, nie mogą mieć nadziei na lepszy dzień, ale nie On. Zawsze wydawał się inny niż pozostali.
Przyłożyłam rozedrgane dłonie do jego policzków, po czym połączyłam nasze usta w słodkim, lekkim pocałunku.

- Jak wszedłeś tutaj?- uświadomiłam sobie, że przecież zamykałam drzwi.
- Zapasowe klucze. Zostawiłaś u mnie torebkę.
- O Jezu. Zapomniałam.
- Przeprowadzam się.- wypalił nagle.
- Co? Jak to?
- Dostałem w spadku mieszkanie i czekało, aż będę gotowy na zamieszkanie na własną rękę. Od ponad roku coś tam remontowałem i  nie jest źle. Wiesz co jeszcze?
- Hm?
- Ty przeprowadzisz się tam ze mną.
- Woah! Słyszałam coś o małych kroczkach?- cofnęłam się.
- Są tam dwa pokoje. Spokojnie.- wyrzucił ręce w powietrze.
- Nie chcę się stąd wyprowadzać.

Spojrzał na mnie wzrokiem, mówiącym "Proszę Cię. Kipisz sobie ze mnie?".

- Tu nie jest bezpiecznie, a tam będziesz miała wszystko! Nawet za czynsz nie będziesz musiała płacić. Nawet ja starałem się jak najszybciej dostać tutaj, żeby ktoś mnie nie zaatakował.
- Nie chcę.
- Chcesz.

Czułam, iż po raz kolejny łamię się od środka, a z moich oczu popłynęły słone łzy. Wiedziałam, że to się stanie prędzej czy później. Nie potrafiłam być silna. Nie potrafiłam kryć uczuć i po prostu żyć dalej. Jednak miałam przynajmniej świadomość, iż nie byłam sama. Miałam kogoś, komu faktycznie na mnie zależało. Kogoś, kto nie wyglądał jakby miał zamiar mnie opuścić.

- Dla Ciebie.- na moim kolanie spoczął zimny łańcuszek z okrągłą zawieszką.
- Co to?
- Mężczyźni w mojej rodzinie traktują ten naszyjnik jak obietnicę składaną ukochanej.
- Ja...
- Mój tata nie podarował go mojej i Jai'a mamie. Wiedział, że nie wytrwa przy jednej kobiecie do końca życia... Byłem małym dzieciakiem, kiedy przyszedł do mnie do pokoju i powiedział "Daj go tej jedynej... Ale tylko jeśli będziesz pewny, że kochasz ją bardziej niż samego siebie.". Dzień później odszedł. Nie wiem, dlaczego to nie Jai ma go teraz, ale chcę to zrobić. Chcę go zawiesić na twojej szyi.- nie popatrzył na mnie ani razu, jakby bał się odrzucenia.- Jestem inny... Potrafię być zimnym chujem bez serca, ale to przez niego. Nie chcę być jak On. Chcę kochać.
- Nie jesteś jak On. Nigdy nie będziesz.-podałam mu biżuterię, by pomógł mi ją włożyć.

Kilka godzin leżałam wtulona w ciepłe ciało Luke'a, niemal również mi udało się zasnąć, jednak mój telefon zawibrował, zwiastując nadejście nowej wiadomości.


" Wiedziałaś, że Louis jest w Londynie?!
Rozmawiałam z nim!"
Kate xx."

______________________________________________________________

Hej.
Czekałam na przekroczenie 10 komentarzy w poprzednim,
dlatego dopiero dziś dodaję siódemkę. Mam nadzieję, że
Wam się spodoba :) 

Mam nadzieję, że uszanujecie moją pracę i dodacie chociaż
po jednej opinii od siebie.

1O komentarzy = Rozdział 8

Little Bird

12 komentarzy:

  1. Ugh, to w końcu z kim będzie Lottie? *modli się by był to Lou*
    Rozdział super, czekam na nn xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe aczkolwiek jesteś czarna

    OdpowiedzUsuń
  3. O k*rwa tak!!! Lottie + Luke=Lukkie ? Nwm jak ich nazwac ale bede ich shippowac ♥♡♥♡
    Rozdzial jest zajebisty ! Jak on moze przyjezdzac i wpiepszac sie w jej zycie ?!
    Xzekam na nexta misku <3
    @werkab0000 xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie będzie już mieszkała w tej norze? Yay!
    I będzie z Luke'iem, jeszcze bardziej yaay!

    OdpowiedzUsuń
  5. Krótki coś XD Tak czy tak jest super, ale ty wiesz kogo mi brakuje :(
    Cholernie mnie podjarałaś tym co napisałaś mi na tt więc niecierpliwie czekam na nexta ahah XD
    *uczy się pisać krótkie komentarze* :D
    @uniquenewstyles

    OdpowiedzUsuń
  6. Super znalazłam dziś to opowiadanie i odrazu przeczytalam całośc naprawdę mi się spodobało niecierpliwie czekam na nexta pzdr Kinga

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam tylko ogromną nadzieję, że Luke nie uniemożliwi Lottie ... Ewentualną kontynuację znajomości z Louisem, mhmmm? Okay to zabrzmiało dziwnie, bo ona nawet nie chce go widzieć, ale mając wspólnych znajomych z Tomlinsonem nie będzie jej łatwo go unikać.... Soł czeka z niecierpliwoscią na moment, w którym sie spotkają. :)
    Ily xx

    OdpowiedzUsuń
  8. No to nam tu namiesza ten Lou :D
    Czekam czekam chce juz next!

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. What? ;o
    Lottie jednak dała szansę Luke'owi?!
    A tak się zapierała rękoma i nogami, że już nigdy się z nikim nie zwiąże,a tu proszę...
    Ale Lottie pamiętaj ! To Louis jest Tobie przeznaczony ;3
    "Daj go tej jedynej... Ale tylko jeśli będziesz pewny, że kochasz ją bardziej niż samego siebie." - AWWWWWWW !
    Naprawdę aż tak Luke jest w niej zakochany? ;') Co za wspaniały chłopak !
    Zazdroszczę Lottie ;v
    Świetny rozdział ! ^^
    Czekam na kolejny xx
    @droowseex

    OdpowiedzUsuń
  10. jejku ja chce chlopaka jak Luke

    OdpowiedzUsuń
  11. Super rozdzial blagam niech w nastepnym lottie spotka sie z Lou bo czekam I czekam hehe

    OdpowiedzUsuń
  12. gosh jakie emocje kfndxksmxkd

    OdpowiedzUsuń

Pamiętaj, że każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy nad opowiadaniem :) ♥