środa, 30 lipca 2014

Rozdział 2




Płakałam, bo uświadomiłam sobie, że doświadczam czegoś
co jest najgorsze w życiu człowieka. Doświadczam samotności
wśród ludzi. Zrozumiałam, że nie mogę funkcjonować jak każdy
zwykły człowiek. Każdy kochał i był kochany, a ilekroć ja pokochałam,
wkrótce człowiek ten znikał z mojego życia” 
- Tumblr




Ostatni raz poprawiłam zafarbowane na czarno włosy, po czym wyszłam na rześkie londyńskie powietrze. Tego dnia delikatnie mżyło, jednak moich ramion nie odziewała żadna kurtka czy bluza, ponieważ musiałam sprzedać część swoich ubrań, by jakoś przeżyć przez pierwsze tygodnie samotnego mieszkania. Było wcześnie, więc na ulicy można było dostrzec jedynie kilka osób, uprawiających jogging lub spieszących się do pracy. Nawet gimnazjaliści czy dzieci z podstawówki nie wybierały się jeszcze do szkoły, prawdopodobnie nadal będąc w ciepłych objęciach Morfeusza. Było mi to nawet na rękę. Nikt nie rzucał mi pełnych pogardy spojrzeń, nikt nie uważał mnie za gorszą, jak to zazwyczaj bywało.
Wcisnęłam skostniałe z zimna dłonie głębiej w kieszenie czarnych spodni, a w moim wnętrzu rosło gorzkie poczucie winy. Musiałam to zrobić. Nikt nie mógł odkryć w jak żałosnej sytuacji akurat znajdowałam się. Nie miałam pieniędzy, ale chciałam zachować chociaż resztki honoru. Nie mogłabym znieść rzucanych w moją stronę pełnych współczucia spojrzeń przyjaciół.
Najbliższy antykwariat znajdował się kilka przecznic od ulicy, przy której mieszkałam, więc czekała mnie krótka wycieczka. Mimo kiepskiego samopoczucia (jak zwykle) kroczyłam pełnym energii krokiem, prawdopodobnie chcąc pozbyć się męczącego mnie uczucia. Tak jak się spodziewałam, szyld interesującego mnie „sklepu” był jedynym, świecącym się o tej godzinie.


- Dzień dobry.- powiedziałam.
- … Dzień dobry.- mruknął starszy mężczyzna, nie odrywając wzroku od grubego zeszytu, spoczywającego na ladzie.
- Przyszłam oddać…
- Jak każdy.- przerwał mi.


Wciąż wahając się, położyłam na drewnianym blacie biżuterię odziedziczoną dawno temu po babci. Różowe i błękitne cyrkonie błyszczały delikatnie w świetle żarówek nie okrytych żadnymi abażurami. Na półkach widniało wiele przedmiotów, poczynając od aparatów fotograficznych do telewizorów czy odtwarzaczy DVD.


- Ile mogę za to dostać?
- Hm… Sto dwadzieścia… Góra.- stwierdził po bliższym przyjrzeniu się.
- Co?! Przecież to czyste srebro.
- Albo tyle ile zaproponowałem albo nic.- odrzekł rzeczowo.
- Ugh. Dobra.
- Jeśli zależy Ci tak na pieniądzach to może…- kiwnął głową na złotą bransoletkę, spoczywającą na moim prawym nadgarstku.
- Nie. Nie. Nie. Tego nie mogę sprzedać.


Cholera.


Wbrew moim oczekiwaniom ani gram ciężaru nie spadł z moich ramion. To straszne. Te pamiątki wiele dla mnie znaczyły, a jednak musiałam pozbyć się ich. Gdyby tylko mama się dowiedziała… A tak odbiegając od tematu, to okropnie tęskniłam za rodziną. Słowa rodzicielki zawsze podnosiły mnie na duchu i czasami zastanawiałam się czy nie lepiej byłoby, gdybym po prostu zamieszkała z nimi w Stanach Zjednoczonych. Tam wszystko wydaje się łatwiejsze… A przede wszystkim łatwo mogłabym odciąć się od przeszłości.
 W drodze powrotnej wstąpiłam do niewielkiej piekarni, aby kupić pierwszy od czterech dni posiłek.  Może i jeden rogal, nie był niczym niesamowitym, ale jednak coś. Jakim cudem przetrwałam? Szczerze to nie wiem… Codzienne chlanie pomogło mi w nieodczuwaniu głodu. Tak sądzę.
Kiedy zjadłam śniadanie na łóżku w moim mieszkaniu mijała właśnie godzina 10:11. Co oznaczało, iż musiałam szykować się na spotkanie z przyjaciółmi zaplanowane na jedenastą. Przygotowania do imprez pomogły mi w rozwinięciu swoich umiejętności szybkiego robienia makijażu, więc już dwadzieścia minut później moja twarz nie wyglądała na tak zmęczoną, jak w rzeczywistości była. Ubrałam najlepsze (jedyne czyste) ubrania jakie miałam, w końcu będąc gotową na przejście praktycznie całego Londynu.


* * *


Pchnęłam ciężkie metalowe drzwi, wkładając w to resztki sił jakie pozostały mi po śniadaniu. Pomieszczenie było niewielkie, a połowę jego powierzchni zajmował wielki stół, przy którym siedział Zayn, Liam, Demi, Greg- brat Jubilata, kilku nieznajomych mi chłopców oraz Kate, trzymająca na kolanach Christian’a. Wyglądało to jak spotkanie biznesowe, a nie próba organizacji przyjęcia urodzinowego. Moje oczy na moment zaszkliły się, ponieważ cholernie mi ich brakowało. Brakowało mi mojego dawnego życia… Wtedy byłam dla kogokolwiek ważna i nikt nie patrzył na mnie z góry.


- Heej. –powiedziałam przeciągle, machając nieśmiało dłonią.


Nikt nie odezwał się. Zayn jedynie otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale wycofał się.


- To ja…? Lottie?
- Ach! Cześć, kochana! Siadaj.- uśmiechnęła się Demi.


Kate wpatrywała się we mnie niczym w jakiś wymarły okaz zwierzęcia z Antarktydy. O nie. Wiedziałam, że tak będzie. Nawet ona oceniała mnie przez pryzmat wyglądu! Może i wyglądałam jak obraz nędzy i rozpaczy, ale od niej oczekiwałam co najmniej miłego przywitania. Jak to mawiają „Nadzieja matką głupich”.
Zajęłam krzesło obok Liam’a, spuszczając wzrok na swoje chude kolana. Cholernie wstydziłam się siebie i swojego ubioru… Oni wszyscy bogaci, piękni i szczęśliwi, a ja? Praktycznie bezdomna, bez pieniędzy i wyglądająca jak jakiś śmieć.


- No więc… Musimy przydzielić każdemu jakieś zadanie.- stwierdził Payne.
- Charlotte? Mogę Cię prosić?- zapytała Jefferson, usadawiając syna na kolanach narzeczonego.
- Yhym.


Wyszłyśmy na zewnątrz, po czym usiadłyśmy na ławce. Nigdy wcześniej nie miałam pojęcia o istnieniu tego miejsca. Możliwe, że jak każdy z obecnych, więc sam Horan nie dałby rady nas tutaj nakryć.


- O czym chciałaś porozmawiać? Kate?- chciałam, by na mnie popatrzyła.
- Co się stało?
- A co się miało stać?


Przyjaciółka wstała gwałtownie i tak. Wkurzyła się.


- „ A co się miało stać?” ?! Żartujesz sobie ze mnie?! Trzy pieprzone miesiące nie odzywałaś się i teraz, kiedy Cię widzę jesteś kimś zupełnie innym! Rzeczywiście nic się nie stało! Wszyscy martwiliśmy się jak nigdy! Miałam co chwilę telefony od twojej mamy, rozumiesz?!Coś ty ze sobą zrobiła?!
- Ja…- jąkałam się.
- Lottie… Tęskniłam za Tobą…


Wróciła do reszty, pozostawiając mnie samą… Znowu. W mojej głowie pojawiły się wątpliwości, iż źle zrobiłam przychodząc na te spotkanie. Traktowali mnie jak obcą osobę, którą oczywiście nie byłam.


- Klub jest już zarezerwowany i zapłatę za niego biorę na siebie.- nadal mówił Liam.- Wy składacie się po dwieście funtów, by organizatorka mogła zająć się przekąskami, alkoholem itp.


Każdy położył na blacie swoją działkę, jedynie ja bezradnie grzebałam w torebce.


- Myślałam, że to ma być tylko sto dziesięć… Jutro doniosę resztę.- skłamałam, zarabiając podejrzliwe spojrzenie Kate.
- Okey. Każdy do kogo napisałem z pytaniem czy przyjdzie już mi odpisał. Jedynie Louis, Harry, Sam, Jamie i Dakota nie mogą przylecieć albo przyjechać.


Nie możecie sobie nawet wyobrazić, jak wielka ulga towarzyszyła mi w tamtym momencie. Nie wiedziałam jakbym zareagowała, widząc go w tłumie urodzinowych gości. Bałam się, iż moje serce znów zaczęłoby bić szybciej, a nogi stały się jak z waty. Nie potrafiłabym patrzeć na niego i nie czuć przy tym wewnętrznego bólu. Stałabym się jedną z tych idiotek, które kochają i myślą, że zawsze będą szczęśliwe u boku swojego „księcia z bajki”.


* * *


- Nie wiem jak wy, ale ja jestem głodny.- westchnął Zayn.
- No to jak…? Subway?- uśmiech wpłynął na twarz Greg’a.
- Jasne!
- Ja nie mogę.- powiedziałam, zakładając torbę na ramię.- Jest już siedemnasta, a mam kilka spraw do załatwienia. Jutro doniosę te osiemdziesiąt funtów. Pa.


Starałam się wyjść jak najszybciej. Jeśli poszłabym z nimi na kolację, wszystko wyszłoby na jaw, a tego przecież nikt nie chciał. Poza tym praktycznie odzwyczaiłam się od jedzenia… Nie potrzebuję go.
Wcisnęłam słuchawki w uszy, by już chwilę później skupić się na głosie Wiz’a Khalify. Wiedziałam co mnie czekało tego wieczoru i już na samą myśl tym resztki posiłku podchodziły mi do gardła.


- Hallo?- na moje nieszczęście Amanda odebrała już po drugim sygnale.
- Potrzebuję pieniędzy.
- Ah! Charlotte.- wiedziała, kto zawsze do niej dzwonił w tej sprawie.
- Ta.
- Zaczynasz tam, gdzie zawsze o osiemnastej.


Po wypowiedzeniu tych słów rozłączyła się.


* * *


Oparłam plecy o zimną ceglaną ścianę, wyciągając do przodu nogę odzianą w wysokie sznurowane kozaki. Zimny wiatr smagał moje odsłonięte pośladki, jednak nie naciągałam spódniczki, ponieważ wiedziałam, iż właśnie na to lecą mężczyźni. Kilka metrów ode mnie stała Jessica- Blondynka ubrana w czarno- różową sukienkę  z bardzo głębokim dekoltem. Tego dnia towarzyszyła jej przyjaciółka po fachu- Samantha. Te dwie siedziały w tym całym bagnie tak długo, że wiedziały, iż „pracując” we dwie przy jednym kliencie, zarobią więcej. Nie minęło wiele czasu, a przede mną stanął czarny sportowy samochód. Szyba automatycznie została zsunięta do połowy. Pewnym siebie krokiem podeszłam, po czym nachyliłam się.


- Jesteś wolna, Ślicznotko?- zapytał trzydziestokilkuletni mężczyzna.
- Oczywiście.- obeszłam pojazd, by zająć miejsce od strony pasażera.


Wielka (obleśna) ręka faceta przez całą drogę spoczywała na moim udzie, a ja starałam się z wszystkich sił nie trząść i nie bić go po łapach.


- Nie mam za wiele czasu.- oświadczył, otwierając przede mną drzwi do pokoju hotelowego.
- I tak będziesz zadowolony.


Ten był inny, niż poprzedni moi „kochankowie”. Nie bał się spojrzeć na mnie i nie przechodził od razu do rzeczy, a wręcz przeciwnie. Nalał szampana do kieliszków, po czym podał mi jeden.


- Myślałam, że nie masz czasu.
- Nie mam go.
Kiedy dopiliśmy nasze napoje do końca, podszedł do mnie, po czym pchnął mnie na łóżko, każąc rozbierać się.


Aha. Ok.


Nie wiedziałam, gdzie podział się ten miły mężczyzna, którym chwilę wcześniej był, ale jego oczy nagle pociemniały. I mimo że za każdy razem bałam się jak cholera, to tym razem byłam już przerażona.


- Szybciej.- uderzył mnie mocno w tyłek.


Gdy byłam już kompletnie naga od razu określił co mam mu zrobić. Podczas stosunku był brutalny. Zaciskał swoje palce mocno na mojej skórze i jeśli nie robiłam czegoś tak jak oczekiwał, uderzał mnie gdzie popadnie.  Nie mówił za dużo, jedynie od czasu do czasu „mocniej”, „w lewo” czy „teraz ty na górze”.  Wyglądał na takiego, który mając pieniądze, sądził że taka np. Ja mogłabym być jego niewolnicą… Bo oczywiście byłam od niego gorsza.


- Dobra dziewczynka.


Rzucił trzy stu funtowe banknoty na pościel, po czym pozostawił mnie w pokoju. Leżałam pod kołdrą, płacząc. O tak. W tamtym momencie brzydziłam się siebie, ale potrzebowałam tych pieniędzy bardziej niż czegokolwiek innego.


Ilość słów: 1618

________________________________________________________________

Cześć!
Nie wiem jak to się dzieje, ale rozdziały tej części piszę w mgnieniu oka!
Rozdział drugi był już gotowy w dniu dodania pierwszego.  Nie jest dobry,
lecz starałam się pisać jak najmniej chaotycznie i mam nadzieję, że nadaje
się do czytania.  Niestety, ja nie potrafię opisywać takich intymnych sytuacji,
więc rzadko kiedy będą się pojawiały szczegółowo opisane. Trzymam kciuki.
Modlę się, żeby wam się spodobało i proszę Was… KOMENTUJCIE!
Napisanie jednego „Do bani.” czy „Fajnie”, nikogo jeszcze chyba nie zabiło xD


Little Bird.

12 komentarzy:

  1. Wspaniały nie mogę doczekać się kolejnego ♥♥ @Ellieee__El

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde... Nie sądziłam, że ona pójdzie do antykwariatu xD
    Ale jednak się sprzedała... Oj Lottie. Tak, bardzo mi Ciebie żal. Nie rozumiem jak można aż tak się stoczyć.
    Rozdział naprawdę dobry, piszesz coraz lepiej kochana ;)
    Czekam na nexta xx
    @droowseex

    OdpowiedzUsuń
  3. Chcę więcej. Chcę żeby w końcu wrócił Lou i odmienil jej życie. No to tak nie moze byc ;(


    @Bartuś_Heart69

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholera slownik i jego Autokorekta....

    @harrys_heart69

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietny !!
    Jejku nie moge uwierzyć co ona ze soba zrobiła :'((
    Mam nadzieje że może chciarz sie do mamy odezwie :)
    Swietnie piszesz ♥♥♥
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Yeeeah! :D xx
    Pisz next. :) xxxx
    Piszesz idealnie i zrozumiale. xD
    Rozdział NAJLEPSZY! *_*

    OdpowiedzUsuń
  7. JA MAM BYĆ IDIOTKO INFORMOWANA I TO NA 1 MIEJSCU @HaLoNiLiZa1D XDDDD

    OdpowiedzUsuń
  8. enciencn e jnwm fenm eunjui3cjxiujuienun masz juz nowyy?

    OdpowiedzUsuń
  9. świetny rozdział! chcę kolejny <3
    czekam na Lou bo coś czuję że niedługo się pojawi ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdzial fajny. Jedna zecz mnie tylko irytuje. Moglabys pisac "i tak dalej" zamiast "itd." bo uwierz mi, tak lepiej sie czyta.
    Przepraszam jesli cie urazilam ale niestety jestem szczera i to bardzo.

    Mam nadzieje, ze Louis szybko sie pojawi i pomoze jej ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. JAKIE TAM DO BANI? Dziewczyno, to opowiadanie jest naprawdę dobre i takie inne od reszty! Serio, aż chce się więcej czytać. A czytając te dwa rozdziały, strasznie mi szkoda było Lottie; że też taka dziewczyna jak ona musiała w taki sposób zarabiać na życie.. Boziu,to takie niesprawiedliwe. Masakra. Mam nadzieję,że jej przyjaciele prędzej czy później to zauważą,bo w końcu tak zagłębi się w swoje, no nie wiem,może nie kłamstwa,a te całą biedę,ze się wykończy!
    Osobiście twierdzę, iż powinna komukolwiek o tym powiedzieć, tak byłoby lepiej, ale cóż...Wszystko w Twoich rękach :)
    Powiadamiasz na tt? Jeśli tak, to mogłabyś mnie powiadamiać? @alekslloyd
    Weny skarbie :* xx

    OdpowiedzUsuń
  12. brzydzę się Lottie...zrobiła z siebie takie coś po tym jak chłopak ją zostawił. niby taka mądra, a nawet o pomoc nie potrafiła poprosić, kiedy czuła się coraz gorzej po rozstaniu. ehhh... jeśli ona po tym wszystkim wróci do Lou lub Harry'ego to osiągnie dno całkowite.

    OdpowiedzUsuń

Pamiętaj, że każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy nad opowiadaniem :) ♥