piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 4


"Miłość- najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija Cię
zarówno wtedy, gdy Cię spotyka, jak i wtedy, kiedy Cię omija"
~ Delirium



Tamta noc była bardzo intensywna i pełna niespodzianek. Alkohol, świece... Moje palce, rozpinające klamrę jego paska.  Dotyk jego rąk, gorące i mokre pocałunki zostawiane na całym moim ciele... Moje paznokcie wbijane w jego plecy, kiedy wisząc tuż nade mną, powoli poruszał biodrami, tak bym mogła poczuć wszystko jak najgłębiej... Jęki wydobywające się z moich rozchylonych ust i jego odchylona do tyłu głowa, gdy szczytował. Wargi chłopaka, muskające moje zaróżowione policzki i niechciane motylki w moim w brzuchu. Byłoby wręcz idealnie, gdyby nie jeden epizod, wprawiający mnie w całkowite osłupienie. Leżałam płasko na torsie Luke'a, kiedy do sypialni nagle bez ogródek wparowała Danielle. Na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech, a walizki opadły z jej rąk z łoskotem, uderzając o podłogę. Brunet jak najszybciej zakrył moje nagie ciało, a ja zsunęłam się z niego, wręcz płonąc ze wstydu. Jak malutkie dziecko, miałam nadzieję, że nikt mnie nie widzi i nikt nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności. 


- Lottie?- w jej głosie pobrzmiewała zdecydowana nutka szczęścia.- Lottie, wiem, że to ty.
- Dan. Proszę.- jęknął Australijczyk, pod pościelą gładząc moje plecy.
- Okey. Oczekuję, że pojawicie się w salonie.- zachichotała, biorąc bagaże.

Do naszych uszu doszedł dźwięk zamykanych drzwi, a ja powoli wysunęłam głowę ponad kołdrę. Drżałam, mimo iż w pokoju było wręcz piekielnie gorąco.


- Nigdy nie wyjdę z tego pokoju.- mruknęłam, dając sobie mentalne uderzenie w policzek.
- Wtedy będziesz spotykała ją więcej niż kilka razy dziennie.- zakpił.


Przeczesałam palcami sterczące w każdym kierunku włosy, po czym usiadłam na brzegu łóżka, zabierając przy tym całe przykrycie Luke'owi. 


- Muszę wracać do domu.- stwierdziłam, czując jak siada okrakiem za mną.
- Nie uciekaj...- przysunął swoje uda do moich.
- Nie uciekam.
- Tak. 

Pomiędzy nami zapadła pełna napięcia cisza, gdy kreśliłam kciukiem wzory na jego nodze. Mogłam poczuć jego łomoczące serce tuż przy moich plecach i usłyszeć nasze urywane oddechy, przerywające milczenie. I fakt, iż czułam, że mogłabym tkwić w jego objęciach tak całą noc, a nawet całą wieczność, całkowicie mnie przerażał. Mimo kropli potu, które pojawiły się na jego czole podczas sexu, wciąż pachniał tymi pięknymi perfumami.


- Naprawdę muszę iść.- szepnęłam.
- Nie musisz.
- Muszę.
- Dlaczego mówimy tak cicho?
- Nie wiem.- zaśmiałam się.
- Zostań.- jego pocałunki tworzyły mokrą drogę od mojej szczęki, aż do ramienia.
- Lukey...- wiedziałam, że nienawidził być tak nazywany.
- Lots...


Sięgnęłam pod łóżko, skąd wyjęłam wcześniej zrzuconą bieliznę. Moje palce natrafiły również na jakiś przedmiot, który cholernie mnie zaciekawił.

- Co robisz?

Nie odpowiedziałam, lecz zamiast tego wyjęłam długi kij hokejowy. Drewno zdobiły czerwono białe paski... Markerem nakreślone było nazwisko "Brooks" i malutka literka " L.", poniżej scyzorykiem wyryto imię "Jade" oraz kilka dziwnych i ledwo widocznych słów.

- Kto to Jade?- zaciekawiłam się, siadając obok Luke'a. Jego wzrok wydawał się zamglony, jak gdyby patrzył na mnie, ale przeze mnie. W końcu potrząsnął głową, po czym spuścił ją.
- Była dziewczyna... Pierwsza i jedyna dziewczyna.
- Jedyna?
- Tak. Raz tylko byłem w związku.

Wow. Wow. Wow.

Niekontrolowanie pogłaskałam jego policzek, potem opierając dłonie na jego udach, nachyliłam się, by złożyć pocałunek na jego zaczerwienionych ustach. Dotknęłam opuszkami palców tatuaż niedużo powyżej gumki jego bokserek.

- Zobaczymy się jutro.
- Zostań. O tej godzinie jest niebezpiecznie. Zwłaszcza na twojej dzielnicy, Skarbie.


Machnęłam kijem, by dać go na miejsce, przy czym omal nie uderzyłam jego właściciela, który wybuchnął śmiechem.

- O Boże... Kocham Cię normalnie.

Słysząc jego słowa, znieruchomiałam. Przez ponad minutę wpatrywałam się w jego rozjaśnioną uśmiechem twarz. Wstałam, by wciągnąć na swoje biodra spódniczkę.

- Ej. Ej. Czekaj. Co powiedziałem nie tak? Lottie. Spójrz na mnie.- próbował mnie złapać, kiedy pakowałam wszystko do plecaka.-  Spójrz na mnie do kurwy.
- Nie możesz mi mówić takich rzeczy od tak.- westchnęłam.- Nie na to się umawialiśmy.
- Ja... To był żart!
- Co?


Podszedł do mnie, łącząc nasze ciała.

- Kocham twoją niezdarność, okey? Znam zasady.- wymruczał.
- Nie jestem niezdarna.
- Jesteś, Kochanie.
- Eh.. Chodźmy do tej Danielle, bo jajko zniesie.- poklepałam jego dłoń.
- Masz rację...

Luke zatrzymał się tuż przy drzwiach, by spojrzeć na mnie.

- Nadal jesteś mi winna chodzenie za rękę.- przypomniał.
- Nie odpuścisz mi, prawda?
- Oczywiście.
- Ej! Wy w Australii macie w ogóle lód? Jak grałeś w hokeja?!
- To był hokej na trawie, Głuptasie.

Dan siedziała na kanapie z kubkiem ciepłej herbaty oraz Macbook'iem na kolanach. Urządzenie najprawdopodobniej musiało należeć do któregoś z bliźniaków, ponieważ pokrywały je naklejki z Vans, Converse, DC i tak dalej.

- Dużo czasu potrzebowaliście.- skwitowała.
- Przestań.
- No więc... Jak to się stało?
- Co się stało?- Luke obejmował mnie w talii.
- Wy się staliście.
- Nie ma nas.- rzuciłam zbyt szorstko.
- Staliśmy się w maju.- Brunet ratował sytuację.
- Co? Jak to?
- Tak jakoś.
- Muszę iść.- podrapałam się w kark.

Złapałam torbę z ubraniami, by opuścić ich mieszkanie.Luke jak zwykle stał za mną.

- Masz przy sobie książki?
- Mam.- wyznałam.
- Masz ubrania na jutro?
- Mam.
- Masz pidżamę?
- Mam.
- Więc w czym problem?- wzruszył ramionami z pytającym wyrazem twarzy.
- Ja...
- Ty?

Nie mogłam znieść przeszywającego spojrzenia jego oczu, więc odwróciłam się w stronę okna... Widok za nim wprost zapierał dech. Wszystkie światła uliczne były zaświecone, podobnie do żarówek w kamienicach i domach. Zegar na Big Ben'ie świecił rożnymi kolorami, tak jak codziennie od godziny dwudziestej pierwszej aż do dwudziestej czwartej. Moje nogi nadal drżały na wspomnienie wszystkiego co wydarzyło się w łóżku, stojącym obok nas. Nie chciałam wpadać od tak w jego ramiona, ale w głębi serca wiedziałam, iż brakuje mi miłości i tego ciepła, bijącego od drugiej osoby.

- Zostaniesz?- zapytał, a uśmieszek grał na jego ustach.
- Zostanę.

* * *

Śniadanie zjedzone tuż przed wyjściem na uczelnie było jednym z najprzyjemniejszych i najmilszych jakie dane było mi zjeść. Żartowaliśmy, a Danielle nie potrafiła przestać uśmiechać się. Bez przerwy łapałam ją na wpatrywaniu się na nas, gdy Luke zbyt długo patrzył w moje oczy. Jai'a nie było, co zdawało się działać na moją korzyść, ponieważ prawdopodobnie przywitałby mnie widłami oraz posiłkiem z cyjankiem w środku. Serio. Nie wiedziałam, dlaczego tak mnie nienawidził, ale tak faktycznie było. 
Plecak postanowiłam zostawić w ich mieszkaniu, a książki wrzuciłam do torby, której pasek następnie zarzuciłam na ramie.

- Dzięki. Nie musiałaś mi jej pożyczać.- powiedziałam w stronę Dan.
- Tobie bardziej pasuje.

Słowo daję. Jeśli zobaczylibyście minę Jai'a i Jake'a na widok mnie i Luke'a idących za rękę, turlalibyście się przez miesiąc ze śmiechu! Obiecuję! Ich oczy o mało nie wyszły z orbit!

- Tak. Um. Ten koncert jest aktualny, tak?- dosiadłam się do Hale'a.
- Jasne. Przyjadę...
- Nie. Ja przyjdę do Ciebie. Tak będzie najlepiej.- przerwałam mu.
- Okey? Czekaj na mnie o 17 pod restauracją moich dziadków.
- Załatwione! Naprawdę nie wiem jak Ci dziękować. Spełniasz moje marzenia!
- Kiedyś wymyślę jak będziesz mogła mi się odwdzięczyć.


Pierwszy dzień zajęć w tamtym roku akademickim był dla wszystkich uczniów bardzo męczący, zwłaszcza że zapowiedziano już kilka testów diagnozujących z wiadomości z poprzedniej klasy. Nowi nauczyciele byli bardzo wymagający, być może dlatego iż nie chcieli, by uznano ich za niezasługujących na szacunek ze względu na ich młody wiek.  Najgorszy był profesor, zastępujący Louis’a. Mężczyzna, kiedy tylko zajęliśmy nasze miejsca w ławkach, ogłosił iż po każdym temacie będziemy musieli napisać jakiś dłuższy tekst typu esej czy wypracowanie. Nic dziwnego więc, że moja klasa odetchnęła z ulgą, gdy rozbrzmiał dzwonek, sygnalizujący przerwę. Literatura była ostatnią z lekcji. Luke czekał na mnie pod klasą, bym mogła odebrać swoje rzeczy z jego mieszkania.

- Gdzie Jai?- zapytałam.
- Poszedł na pizzę. Nie smakują mu obiady Dan.- zachichotał.

Spuściłam wzrok na swoje buty.

- Dlaczego on mnie tak nie lubi?
- Bo nie jesteś fajna?
- Dzięki.- rzuciłam z sarkazmem.
- Żartowałem!

Przytulił mnie na środku chodnika, stając na drodze wszystkim przechodniom.

- A więc idziesz z Jake’iem…?
- Yhym.
- Uważaj na niego.
- Dlaczego?
- No nie wiem…
- Mieliście jakąś spine?- zatrzymałam się nagle.
- Nie, a co?
- Nic. Nic.
- Masz czas jutro?- zapytał z sugestywnym uśmieszkiem.
- Niee. Idę na przyjęcie.
- Szkoda.

Przez głowę przeszedł mi pomysł, by zaprosić go na imprezę, jednak były to przecież urodziny Niall’a i nie powinnam wprowadzać nikogo z zewnątrz… Zwłaszcza, że i tak już nieźle nagrabiłam sobie u Kate… Możliwe, iż na widok Luke’a miałaby ochotę ukręcić mi głowę.

- Może zostaniesz na obiad?- zapytała Danielle, wrzucając różne warzywa do żółtego garnka.
- Nie. Nie. Dzięki, ale nie mogę. Mam coś do załatwienia.

Impreza zbliżała się wielkimi krokami, a ja nie miałam prezentu i tym bardziej pieniędzy na niego. Nie wiedziałam co takiego mógłby chcieć dostać Horan… Nie mogłam dać mu przecież jedzenia!

* * *


Na koncert ubrałam jedyne kolorowe ubrania, jakie zostały mi po dawnym życiu. Krótkie poszarpane szorty delikatnie odkrywały moje pośladki, ale wszystko oczywiście ze smakiem, a nie wulgarnie... Jake wyglądał jak zwykle cholernie dobrze, a uśmiech rozciągał się od jego jednego ucha, aż do drugiego. I słowo daję, moje oczy błyszczały jak dwa zielone diamenty, kiedy w mojej dłoni spoczął bilet z napisem „MACKLEMORE & RYAN LEWIS: THE HAIST TOUR 2017”. Bramki zostały otwarte o godzinie 18:30, a pół godziny później na scenie pojawił się suport. Czas mijał bardzo szybko i w dobrej atmosferze, nic więc dziwnego, iż nie spostrzegłam nawet gdy minęło kolejne sześćdziesiąt minut.  Nagle  wszystkie światła zgasły, a tłum ucichł.  Każdy mógł poczuć te podekscytowanie, towarzyszące obecnym na stadionie. Z głośników popłynęły pierwsze nuty i już mogłam być pewna, iż było to „Can’t Hold Us”. Wstrzymałam oddech, a na estradę wbiegł Ben, skacząc i wymachując rękami. Ryan’a można było już dostrzec, stojącego przy konsoli.

- Widzisz?- usłyszałam Jake’a, próbującego przekrzyczeć muzykę. Pokręciłam głową, nadal stojąc na palcach.
- Chodź!- pochylił się, bym mogła wskoczyć na jego barki. Owinął swoje palce wokół moich kostek, a ja wplotłam swoje w jego ciemne włosy, dzięki czemu mogłam w całej okazałości zobaczyć moich idoli.

Przy każdej kolejnej piosence starałam się nadążać za głosem Mack’a, co o tak. Było to cholernie trudne! Nie zmieniało to faktu, że emocjonowałam się, jak nigdy wcześniej! Po „And We Danced”, „Thrift Shop”, „Gold” i kilku innych, Ben starał się uciszyć wszystkich.

- Świat jest domem dla nas wszystkich. Każdy powinien czuć się dobrze we swojej skórze i z tym kim jest. Nie pozwólmy, by ludzie wokół nas doświadczali prześladowania tylko, dlatego że nie są tacy jak inni. Inność jest piękna. Love is patient. Love is kind.  Love is love.- powiedział powoli.

W tle leciała cicha muzyka „Same Love”, a na scenę weszło kilka par złożonych z mężczyzn i kobiet, ale także z mężczyzn z mężczyznami oraz kobiet z kobietami. Tłum zrobił jedno wielkie „Aww.”, kiedy zakochani powiedzieli sobie sakramentalne "Tak.", a na ich twarzach zagościły wielkie uśmiechy.

- Boże. To jest takie słodkie!- pisnęłam.

Koncert zakończyła piosenka „White Walls”, a Ben i Ryan zniknęli, by dwadzieścia minut później wyjść do fanów, żeby rozdać autografy.

Ilość słów: 1839
______________________________________________________________________

Hejo!
Czwarty pisało mi się łatwo i przyjemnie! Wątek koncertu Ben’a i Ryan’a
miał pojawić się już w Dark Side Of Tomlinson, jednak zmieniłam swoje plany : )
Cieszę się, że mimo niskiej jakości poprzedni rozdział oceniliście pozytywnie :’)
Dziękuję Wam za każdy  komentarz ♥


Little Bird

9 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że Louis pojawi się jak najszybciej :)
    Aww Luke jest taki uroczy.
    Mam nadzieję, że niedługo Lottie przestanie być taka antyspołeczna
    @JaZiemniak_

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział! :)
    chce dawną lottie i jak najszybciej ma pojawić się lou! :D
    @_bizzleismine_

    OdpowiedzUsuń
  3. Jekuu *.* swietny i ten Luke jaki on slodki!! Oni powinni byc razem! Jejku on sie o nia tak troszczy ze oh ah ツ
    Mysle ze oni jakos z tej umowy sie "wyplacza" i beda razem
    I jakos teraz to Lou moim zdaniem powinien byc jakos... no nie za szybko tylko w nieoczekiwanym momencie i moze cos z tego bedzie :*
    Do nastepnego ♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥
    @werkab0000

    OdpowiedzUsuń
  4. Ejjj Mala nie uprzedzaj faktow pojawienia się Lou ;(

    Rozdział przyjemny i w ogole niech ona jest juz z tym Lukiem hihi

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie bd tego czytać bo jestes czarna / Anonim

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę to powiedzieć ! Luke i Lottie są słodcy ! *,*
    Hahaha rozwaliła mnie Danielle. Jak się ucieszyła hahaha :D
    Zazdroszczę Lots koncertu :v A wątek z parą był przeuroczy ! <3
    Boski rozdział ! ;>
    Czekam na kolejny rozdział xx
    @droowseex

    OdpowiedzUsuń
  7. Luke i Lottie jeju, jaka z nich słodka by była para. Jednak nazwa bloga mówi mi o tym, że Lou się pojawi i nie wiadomo jak to się skończy. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, które są naprawdę świetne!
    pozdrawiam http://sweetybutt3rfly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. i przez ciebie żałuję jeszcze bardziej, że nie pojechałam na koncert Macklemore ! DZIĘKUJĘ CI CHOLERNIE BARDZO KOCHANA!
    Ale tak na serio - mówisz, że przyjemnie ci się ten rozdział pisało, a ja mówię, iż przyjemnie mi się go czytało. Więcej takich! Ale serio chcę WIĘCEJ!
    Także tego, pisz, pisz ;D
    ily xx

    OdpowiedzUsuń

Pamiętaj, że każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy nad opowiadaniem :) ♥