poniedziałek, 1 września 2014

Informacja

Witacje, Kochane!
To tylko zwykła notka, jak się domyślacie :)
Pod ostatnim postem musiałam naprawdę długo czekać
na te 10 komentarzy, co kompletnie mnie zasmuciło...
Nie oznacza to, jednak że zawieszam bloga czy coś!
Boże! Nigdy! xD Otóż mam trzy ważne sprawy...

1. Pojawił się trailer do opowiadania :) Niestety nie mogę
na razie dodać go do nowej zakładki, ponieważ mam
problemy z blogger'em ;c Tak, więc pozostawiam Wam
LINKA . Moim zdaniem jest piękny ;3

2. Clean Page Of My Life zostało nominowane do
głosowania na Bloga Miesiąca Wrzesień.. Także wiecie
co robić xD Jeśli podoba Wam się moje opowiadanie
zostawcie swój głos u dołu o TUTAJ ♥

3. Rozdział następny pojawi się w przeciągu kilku dni,
najprawdopodobniej dopiero w weekend, ponieważ mój
Internet "nie żyje" i dzisiaj cudem dorwałam się do
zwykłego komputera :D ;c

Kocham Was, przepraszam i życzę miłego dnia ♥

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 11


"Ślady, które ludzie pozostawiają po sobie zbyt często są bliznami"
J. Green - "Gwiazd Naszych Wina"


LOTTIE'S POV

Luke zdecydowanie nie miał mocnej głowy, o czym dowiedziałam się już dawno temu... Jednak odkąd zamieszkaliśmy razem, to na mnie spoczywał obowiązek opieki nad nim, gdy nie był w stanie nawet doczołgać się do sypialni. Musiałam zadbać, by nie poszedł spać w brudnych ubraniach i nie zwymiotował na siebie samego. Najważniejsze było, by nie rozzłościć takiego wybuchowca jak On. Będąc trzeźwym, był nieobliczalny, a co dopiero gdy alkohol szalał w jego krwii?  Trudno zgadnąć do czego byłby zdolny.
Chłopak, mimo moich przypuszczeń zachowywał się niczym większy miś koala. Jego ręce owinęły się wokół mojej talii, a głowa spoczęła na brzuchu. Mamrotał pod nosem dziwne niezrozumiałe słowa, od czasu do czasu mrucząc, ponieważ uwielbiał kiedy głaskało się jego włosy. W końcu jego oddech unormował się, jednak materiał mojej bluzki, wciąż był zaciśnięty przez dłoń Szatyna. Wszelkie starania oswobodzenia były zbyteczne, on nawet przez sen miał wiele siły. Po kilkunastu minutach Australijczyk przewrócił się na plecy, dzięki czemu mogłam podłożyć mu poduszkę oraz nakryć kocem.
W kuchni na blacie czekał na mnie imbryk gorącej herbaty, którą zalałam wnętrze pustej filiżanki. Wszędzie wokół mnie panowała ciemność, lecz nie była to przerażająca ciemność. Mrok od pewnego czasu stał się dla mnie czymś przyjemnym, ponieważ kiedy przebywałam w nim, mogłam odsunąć od siebie wszelkie problemy męczące moją psychikę... Mogłam odpocząć, rozkoszując się smakiem ciepłego napoju, jednak nie było mi dane zbyt długo pozostać w takim błogim stanie, gdyż rozległo się pukanie do drzwi. Bez zbędnego pośpiechu zsunęłam się z fotela.

- Mogę wejść?- zapytała Danielle, od razu wchodząc do wnętrza mieszkania.
- Tak. Jaaasne, wejdź.- rzuciłam z ciętym sarkazmem w głosie.
- Musimy porozmawiać.

Dziewczyna wyjęła kubek z szafki, częstując się herbatą, po czym zasiadła na stołku. Jej policzki i nos były zaczerwienione, mimo grubego szalika zakrywającego całą szyję oraz czapki wsuniętej na głowę.

- Jest cholernie zimno.- wyjaśniła, widząc moje uniesione brwii.- Luke był u mnie kilka godzin temu. Był nieźle wkurzony. Co się stało?
- Nic Ci nie wyjaśnił?
- Nie. Nakrzyczał tylko na wszystkich wokół i wyszedł.
- Um... Głupia sytuacja.... Naszym sąsiadem jest Louis Tomlinson. Pamiętasz go?- pokiwała głową na "Tak.".-  Khym... Przez prawie rok był moim chłopakiem.
- Czekaj. CO?
- My... Miałam być jego żoną, ale... Okazało się, że w tym samym czasie w Wenecji była jego druga dziewczyna. Luke miał mi za złe, że nic mu nie powiedziałam.
- Nie rozumiem...
- Louis chciał "zaprzyjaźnić się" z twoim bratem.
- Wow. Wow. Za dużo informacji. Gdzie jest Lukey?
- Na górze. Śpi.
- Tyle dobrze.... Kochałaś go?
- Ja... Tak.- jąkałam się.
- W takim razie mam do Ciebie tylko jedną prośbę... Nie zrań Luke'a, on na to nie zasługuje. Może i nie jesteśmy idealnym rodzeństwem, ale kocham go.
- Dan... Ja także go kocham. Nie chcę go zranić, po prostu moja przeszłość nie daje mi spokoju.- załkałam.
- Mam taką nadzieję. Sprawiłaś, że jest szczęśliwy i jestem za to wdzięczna.- ścisnęła moją dłoń.- Charlotte, nie płacz. Jest okey. Tylko dbaj o niego.

W oczach dziewczyny widziałam prawdziwą troskę, miłość oraz zmartwienie.  Danielle zawsze wydawała się nie przejmować zdaniem innych i tym co dzieje się wokół niej i szczerze mówiąc, to zazdrościłam jej tak lekkiego podejścia do życia.  Luke i Jai zawsze mogli na nią liczyć, nawet kiedy zrobili największe głupstwo, jak zdemolowanie w pierwszej klasie sali do języka angielskiego.   Bliźniacy mieli wówczas pokryć koszty naprawy zniszczonych przedmiotów,  więc Dan i ich rodzice złożyli swoje oszczędności i uiścili dług. To był ten moment, gdy naprawdę żałowałam, iż nie mieszkałam z rodzicami w Texasie. Rodzice nie wiedzieli, co u mnie się działo, nie wiedzieli czy w ogóle żyję! Moja siostra miała już piętnaście lat, więc pewnie zmieniła się nie do poznania... Tęskniłam za nimi.... Tak bardzo.

- Ej. Lottie.- głos dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak?
- O czym myślisz?
- O swojej rodzinie. Brakuje mi ich.
- Gdzie mieszkają?
- W USA.
- Troszkę daleko. Dlaczego z nimi nie poleciałaś?
- Wolałam zostać tutaj, w Londynie i żyć na własną rękę. Ostatni raz odwiedzili mnie jeszcze za czasów mojego związku z Tomlinson'em... A od kiedy zmieniłam numer telefonu rok temu, nie wiedzą nic.
- Powinnaś z nimi porozmawiać.
- Chciałabym ich odwiedzić, ale... Bilety lotnicze są takie drogie....
- Och.- przytuliła mnie.

Gdy Danielle opuściła progi naszego mieszkania, kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić.  Była późna godzina nocna, mimo to postanowiłam posprzątać i tak czyste pomieszczenia. Wycierałam kurze, zamiatałam (nie mogłam użyć odkurzacza), zmywałam naczynia oraz wypakowywałam kartony pełne najmniej ważnych przedmiotów. Kilka godzin później wyszłam na balon. Pierwsze promienie słoneczne pieściły moją skórę, a włosy rozwiewał delikatny poranny wietrzyk. Stolica o tak wczesnej porze wydawała się bardzo spokojnym miastem. Spojrzałam w prawo, tym samym dostrzegając opierającego się o barierkę swojego balkonu Louis'a.

- Wcześnie wstałaś.- powiedział, nie odrywając wzroku od panoramy rozciągającej się tuż przed nami.
- Nie spałam. A ty?
- Kompletnie nie mogłem zasnąć. Czasami po prostu zbyt dużo myśli mnie męczy.
- Skąd ja to znam...
- Ech...
- Nie powinieneś się do mnie kiedykolwiek zbliżać.- wydusiłam.
- Co masz na myśli?
- To co było między nami, nie może mieć wpływu na teraźniejszość... Zapomnijmy.
- .... Nie potrafię.
- Ja też, ale tego wymaga od nas teraźniejszość.
- Nie musimy sprostać tym wymaganiom.
- Wolałabym spróbować. Nie możemy niszczyć naszych związków i małżeństw.

Słowa, które wypłynęły z moich ust były najtrudniejszymi, jakie kiedykolwiek dane mi było wypowiedzieć. Łzy paliły moje oczy, a wielka gula formowała się w gardle.

- Zapomnijmy.- powtórzyłam po raz ostatni, nim wróciłam do ciepłego wnętrza salonu.

_______________________________________________________

Hej!
Rozdział nie jest za długi, lecz też nie za krótki. W sam raz.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się. Jest taki smutnawy ;c

Zapraszam do tweetowania z #CPOML :)

10 KOMENTARZY = 12 ROZDZIAŁ 


niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 10

- Co tu robisz?- zapytałam Louis'a, stojącego metr od kanapy.
- Kłóciliście się?- nie zrobił ani jednego kroku w moi kierunku.
- Nie.- warknęłam.

Wiedziałam, iż powiedzenie prawdy było najgorszym rozwiązaniem w tej sytuacji. Zapewne widok zapłakanej mnie dawał mu niesamowitą satysfakcje, a co dopiero dowiedzenie się o problemach w moim i Luke'a związku. Jego życie było idealne. Rodzice byli owinięci wokół jego palca, miał pieniądze, żonę i wszystko czego tylko zapragnął. Ubrania od projektantów, luksusowe wille, jachty i podróże po całym świecie. A ja? Ja byłam nikim. Co mogła mieć do powiedzenie taka osoba jak ja? Oczywiście, że nic. Niska, bez środków na życie i rozpamiętująca zdarzenia ze swojej chorej przeszłości. Nie chciałam, by na mnie patrzył. Nie chciałam, by wiedział jak bardzo wpłynął na moje życie. Nie chciałam, by wiedział iż nadal mam go na dnie swojego małego serca, bo tak rzeczywiście było. Nieraz, gdy Luke dotykał mnie i szeptał słodkie słówka do ucha, w mojej głowie pojawiały się obrazy z czasów mojego związku z Lou. Brytyjczyk zbyt często nawiedzał mnie w snach i mieszał w myślach, a kiedy otwierałam oczy, łzy momentalnie spływały po moich policzkach. Czy chciałam "widzieć" go każdej nocy? Nie, lecz nie miałam na to wpływu.... To działo się automatycznie, bez mojej zgody. Miałam resztki honoru i broniłam się rękami i nogami, by nie marzyć o kimś, kto od dawna był zajęty przez kobietę swoje życia.
Podniosłam się na równe nogi, a Louis cofnął się o kilka centymetrów, zagryzając wargę. Jego twarz była bardzo blada, a włosy zwisały smętnie z jego czoła. Pełnym gniewu gestem otarłam oznakę swojej słabości, wędrującą po moje twarzy, po czym odważyłam się podnieść wzrok na Tommo. Nie mówiłam nic, przygotowując się na swój nadchodzący wybuch emocji.

- Czego chcesz? Nie dość złego już narobiłeś?- wykrzyczałam.
- Złego?
- Złego! Wracaj do domu! Do swojej żony!
- Ja nie...
- Wyjdź!- pchnęłam Bruneta, w wyniku czego zachwiał się, jednak nie upadł.
- Nie wyjdę.
- Wyjdziesz.
- Nie zostawię Cię samej w takim stanie.

Nim zdążyłam zareagować, męskie ramiona oplotły moje ciało. Na moment wstrzymałam oddech, by móc z całej siły odepchnąć nachalnego Tomlinson'a. Pachniał czekoladą i zieloną herbatą, co o dziwo było piękne. Zmrużył oczy, które zaszkliły się i... Czy on omal nie rozpłakał się?!

- Żałuję, okey!?- wypalił nagle.
- C-Co?
- Żałuję tego wszystkiego co się stało! Suzie nie była dla mnie nikim ważnym. To nie moja wina, że pojawiła się ni stąd ni zowąd!
- Oczywiście! Nic nigdy nie jest twoją winą! Jesteś pieprzonym egoistą!- wrzasnęłam, co rusz wbijając palec w jego tors.
- Egoistą?! Nazwałabyś egoistą kogoś, kto przez okrągły rok kilka razy w tygodniu dzwonił po wszystkich znajomych, by dowiedzieć się co u Ciebie?! Czekałem. Myślałem. Martwiłem się. Czekałem, aż zadzwonisz. A teraz? Teraz, gdy wreszcie wróciłem, nie mogę Cię mieć.
- Nie. Nie mów tak. Jesteś żonaty.
- Nie m...
- Nie.  Lou. Wracasz po takim czasie i mieszasz mi w głowie. To nie jest sprawiedliwe.
- Nikt nigdy nie powiedział, że życie będzie sprawiedliwe. Nie mogłem przewidzieć, że akurat wtedy...
- Nie.
- Zmieniasz się w Panią "Nie".- zachichotał.
- Przestań.- wykrztusiłam, a niechciany uśmiech wkradł się na moje usta.- Jesteś niemożliwy.
- C... Muszę odebrać. To El.- dotknął zielonej słuchawki na wyświetlaczu, po czym wyszedł na korytarz.


Na dźwięk jej imienia mój żołądek skurczył się do wielkości małego orzeszka ziemnego, a dreszcze przejęły kontrolę nad moim ciałem. Wiedziałam, że On nigdy nie będzie mój. Nigdy nie będę mogła cieszyć się jego obecnością u mojego boku. I... Moje życie zmieniło się, jednak ja od czasu powrotu Lou nie mogłam się z tym pogodzić. Patrzyłam w te jego błękitne oczy i widziałam wszystko co straciłam... Szczęście, miłość, ciepło. Luke był kimś niesamowitym, kochałam go, ale jak brata, z którym chodzi się do łóżka. O Boże. To brzmi jakbym mówiła o jakiejś patologi! Ew. Nie chciałam iść do przodu, zapominać o tym co się wydarzyło... To były najlepsze lata mojego życia.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z impetem, a siła z jaką zostały pchnięte spowodowała, że uderzyły w ścianę obok. Brooks przekroczył próg, zataczając się na boki i śmiejąc się z nieznanych przyczyn. Nie miał na sobie bluzy, która kilka godzin wcześniej okrywała jego ramiona. Błyszczącymi oczami zeskanował pomieszczenie, aż w końcu spojrzał na mnie.

- Luke...- szepnęłam.
- Shut the fuck up.- krzyknął, a jego australijski akcent był dobrze słyszalny.-  Daj mi coś powiedzieć.
- Okey?
- Wybaczam Ci.- odór alkoholu szybko rozprzestrzeniał się po mieszkaniu.
- Ja...
- Wiem, że to Lewis'a kochasz, ale chcę żebyś mogła poczuć to samo do mnie. Nie wiem, co robić, bo nigdy nie będę taki jak on, a to on zawsze był w twoich myślach.- usiadł na podłodze przede mną.-  Nie chcę, żebyś miała mnie za złego człowieka.... Potrzebuję Cię. Wiem, że gdyby ten Profesorek tylko mrugnął, byłabyś na jego zawołanie i to jest powodem mojej zazdrości. Od początku pierwszego roku studiów wszyscy wiedzieliśmy, że byłaś zakochana, ale ty byłaś taka tajemnicza... Chcę dać Ci wszystko czego potrzebujesz, a... Nie mogę.- westchnął.- Prawdopodobnie, gdyby nie najebał się to w życiu te słowa nie wyszłyby z moich ust.

Byłam cholernie rozczulona jego wyznaniem, ponieważ była to najsłodsza rzecz jaką kiedykolwiek usłyszałam. Zsunęłam tyłek z kanapy, by znaleźć się na tym samym poziomie co chłopak.

- Staram się. Pokocham Cię, kiedy będę na to gotowa. Po prostu... Moja przeszłość jest jak drugi cień.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. Poza tym, nigdy nie miałam Cię za złego człowieka.- wtuliłam głowę w umięśniony tors Brooks'a.

LOUIS'S POV.

Przetarłem dłońmi zmęczone oczy, które same domagały się zamknięcia. Nie było mi dane zasnąć już od pięciu dni. Każdą noc spędzałem w pracy, bądź na rozmyślaniu. Kładłem się w ogromnym łóżku, a moje myślenie nagle włączało się i skupiało na jednej jedynej osobie. Rozmyślałem, jak będzie wyglądało nasze pierwsze spotkanie albo jak wielkim błędem było zostawienie jej samej. Żałowałem bardziej niż jakikolwiek człowiek mógłby żałować czegokolwiek. Miałem zaledwie dwadzieścia cztery lata, a od mniej więcej roku czułem się jak pięćdziesięciolatek. Byłem zmęczony. Po otworzeniu firmy we Francji, na moje konto wpływały niebagatelne kwoty, lecz za cholerę nie potrafiłem cieszyć się z tych pieniędzy.
Powrót do Londynu był wymuszony... Musiałem zająć się swoimi interesami i jak najlepiej o nie zadbać. Tamtego wieczoru pracowałem nad ważniejszym projektem, a z mieszkania obok dochodziły dźwięki głośnej muzyki. Ha. Nowi mieszkańcy, a już się panoszyli. Wyszedłem na korytarz z determinacją, by poprosić o ściszenie, jednak... Nie możecie wyobrazić sobie, jak zszokowany i szczęśliwy byłem, gdy ujrzałem ją... Charlotte otworzyła mi drzwi. Chciałem rzucić się jej na szyję i powiedzieć, jak bardzo za nią tęskniłem, lecz... Przyszedł Luke, który przytulił ją w ten sam sposób, w jaki ja robiłem to półtorej roku wcześniej. Postanowiłem być dla niego miłym, ponieważ to pomogłoby mi zrozumieć, czy ich związek był silny. Tak, chciałem ją odbić z ramion tego dzieciaka. Chciałem mieć ją dla siebie i miałem nawet pewien plan...

- Hallo?
- Harry?- odezwałem się, gdy chłopak odebrał po kilku sygnałach.

_________________________________________________________________

Hej!
Przepraszam, że pojawiam się tak późno i jeszcze z takim
beznadziejnym rozdziałem, ale... W piątek miałam operację 
i nie miałam siły, by pisać. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
A co do treści rozdziału, to kompletnie mi się nie podoba.

Question: Jak myślicie? Co planuje Tommo? ^^

10 komentarzy = 11 rozdział



środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 9

" Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać,
lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku."
~ "Mały Książę"




- O. Dzień dobry, Panie Tomlinson.- zachichotał Luke, po czym stanął obok mnie.
- Um... Tak. Dzień dobry, Luke. Mieszkasz tutaj?- Louis za wszelką cenę starał się na mnie nie patrzeć, jednak widziałam iż jego reakcja na mnie była dokładnie taka sama, jak moja własna na jego widok.
- Mieszkamy.
- Och.- mruknął, ukrywając drżące dłonie za plecami.- Przyszedłem tylko... Moglibyście ściszyć troszkę muzykę? Mieszkam zaraz obok Was i...- dostrzegłam jak wielką trudność sprawiało mówienie mu do nas jako pary.
- Oczywiście. Może zechciałby Pan jutro wpaść na kawę? Nie znamy tutaj nikogo.- uprzejmość Australijczyka kompletnie nie działała na moją korzyść.

Proszę powiedz "Nie.". 
Proszę.

- Jasne. Przyjdę z wielką przyjemnością.

W tamtym momencie moje serce spadło gdzieś w okolice żołądka, a może nawet wypadło na podłogę i roztrzaskało się na milion drobnych kawałeczków. Moje usta ułożyły się na kształt litery "o", a ciało oblały zimne poty. Nie rozumiałam całej tej sytuacji, która działa się tuż obok mnie. Mężczyzna, który był moją pierwszą miłością, powrócił do Londynu i tak o, po prostu rozmawiał z moim obecnym chłopakiem o szkole, pracy i innych bzdetach. Miałam idealną okazję, by przypatrzeć się wszystkim zmianom jakie zaszły w organizmie i charakterze Louis'a. Jego oczy nadal były tak samo głębokie i błękitne, włosy sterczały w każdym możliwym kierunku, a zmęczoną twarz pokrywał delikatny zarost. Tors zakryto koszulką bez rękawów, która ukazywała wielkie ilości tatuaży, na chude nogi naciągnął spodnie z podwiniętymi nogawkami. Nie potrafiłabym wytłumaczyć jaką zmianę zauważyłam w jego zachowaniu... Stał w progu i wydawał się taki sam jak zawsze, lecz ja zauważyłam każdy najmniejszy ruch. Miał ciemne kręgi pod oczami, które mimo tego co wcześniej powiedziałam, nie lśniły tak jak dawniej. Był wyczerpany. Nagle zdając sobie sprawę z tego w co byłam faktycznie ubrana, mocniej naciągnęłam materiał szlafroku na swój dekolt, lecz również ten gest był jednym wielkim błędem. Bystry wzrok Lou od razu spoczął na złotej bransoletce, okalającej mój nadgarstek. 

- Luke.- opuszkami palców dotknęłam jego ramienia.
- Tak, Skarbie?
- Chyba pójdę już spać.

Australijczyk przysunął mnie bliżej swojego ciała, a Tomlinson teatralnie spojrzał na  swój zegarek. Niezręczność oraz napięcie wręcz okrążały nas z każdej strony, ale chłopak zdawał się tego nie czuć. Nie przestawał uśmiechać się i był całkowicie pozytywnie nastawiony do naszego sąsiada. Gdyby tylko wiedział. 

- Wiesz może, czy Niall mieszka nadal w tym samym mieszkaniu?- słowa Boo były skierowane do mnie.
- Co? Ach. Tak sądzę. Dobranoc.- powiedziałam, po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam w stronę schodków prowadzących na piętro.

Czułam się, jak wrak człowieka. Moje stopy ledwo co unosiły się ponad biały dywan, a skronie pulsowały. Odchyliłam kołdrę, by bez problemu ułożyć się na miękkim materacu. Luke nie pojawił się przez dwadzieścia minut, a ja nie potrafiłam nawet na kilka sekund opuścić powieki. Miałam ogromny mętlik w głowie, a  przedziwna gęsia skórka nie opuszczała mnie od dziesięciu minut.  

- Śpisz?- gorący oddech chłopaka oplótł mój kark.
- Nie.
- Jesteś na mnie zła?
- Nie.
- A jednak.- westchnął.
- Dlaczego go tutaj zaprosiłeś?- usiadłam gwałtownie.
- A czemu miałbym tego nie robić?!
- Ponieważ ponoć go nie lubiłeś!
- Kiedy był naszym nauczycielem! 
- Nieważne.- warknęłam.

Leżeliśmy w ciszy, którą przerwał dźwięk rozbijanego szkła, dochodzący zza ściany... Czyli kuchnia Lou znajdowała się zaraz obok naszego pokoju. Super.  

- Przytul mnie.- poprosiłam cicho. Brooks przez moment nie poruszył się, lecz wkrótce jego tors przylgnął do moich pleców.
- Potrzebuję Cię. Nie kłóćmy się nigdy więcej.
- Kiedy on przyjdzie?- zmieniłam temat.
- Mówił, że ma czas tylko rano.
- Okey.

Tamtej nocy mój sen był niespokojny. Potrzebowałam wiele czasu, by w ogóle móc zasnąć. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy w mojej głowie pojawiał się pewien mężczyzna, który nie powinien jej nigdy więcej nawiedzać. Co gorsza... Miałam koszmar (?) z nim w roli głównej. Zdrada była dla mnie czymś obrzydliwym i nigdy w życiu bym się jej nie dopuściła, a jednak sam fakt, iż myślałam o kimś, kim nie był Lukey, można było traktować jak pewną nieszczerość czy zakłamanie. 

* * *

Kiedy obudziłam się rankiem, u mojego boku nie było Luke'a, a mój telefon wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści trzy. Założyłam kolorowe ubrania, a białe Converse'y wzięłam do rąk, by pójść do supermarketu po produkty potrzebne do przygotowania śniadania. Zatrzymałam się u szczytu schodów, gdy do moich uszu doszedł dźwięk śmiechu Louis'a. Chłopcy siedzieli przy stole, rozmawiając niczym "przyjaciółeczki". 
- Wstałaś!
- Yhym. 

Przywitałam się ze swoim ukochanym ( Luke'iem oczywiście), po czym zajęłam krzesło obok niego.

- Zrobię Ci herbaty.- zaproponował, od razu wstając.
- Nie. Nie. Nie. Naprawdę nie trzeba.- uśmiechnęłam się sztucznie.
- Wiem, że lubisz być samodzielna, ale mogę zrobić dla Ciebie chociaż coś do picia.

Australijczyk opuścił jadalnię, a między mną i Lou zapadła niezręczna cisza. Żadne z nas nie spoglądało na drugiego. Zupełnie jakbyśmy nigdy wcześniej się nie znali. Podniosłam się, Tommo zrobił to samo. Jego wcześniejszy outfit zastąpiła jeansowa koszula, czarne obcisłe spodnie, vansy oraz szara koszulka. W odróżnieniu od wcześniejszego wieczora, tym razem patrzył tylko i wyłącznie na mnie.

- Posłuchaj.- zaczął, jednak ja przerwałam mu.
- Nie. To TY posłuchaj. Nie miałeś prawa nagle pojawiać się znów w moim życiu. Już dość je spieprzyłeś. Nie wystarczy Ci?- wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło.- zacisnął usta w wąską linię.
- Przestań. Pieprzysz.
- Widzę, że Niall dobrze się spisał.- mruknął.
- Wczoraj założyłam ją pierwszy raz.- skłamałam.
- Jasne. Horan mówił mi, że za każdym razem, gdy Cię spotykał, miałaś ją na sobie.
- Pytałeś o mnie?
- N.. Nie. To on zaczął mówić. Jak Ci się układa z Nim? Jest Ci dobrze?- wiedziałam, że pytał "Jest Ci z Luke'iem lepiej niż ze mną?".
- Jest niesamowicie.
- Cieszę się.
- Świetnie.- rzuciłam gorzko.
- Super.
- Gdzie obrączka?
- W szufladzie.
- Herbata got...- Luke stanął w progu, a jego oczy powiększyły się do granic możliwości. - Co tu się dzieje?!
- Pan Tomlinson musi już iść. Do widzenia.
- Ach, tak. Właśnie. Miłego dnia.

Mina Brooks'a mówiła mi, że mam wielkie kłopoty. Chłopak nie ruszył się ani o centymetr, a zawartość trzymanego przez niego kubka, niebezpiecznie wahała się od jednego do drugiego brzegu naczynia.

- Odstaw to. Porozmawiajmy.
- Coś mnie ominęło?
- Siadaj.- powiedziałam, a mój ton był wręcz błagalny.

Australijczyk usadowił się na białej sofie, zachowując dystans pomiędzy nami.

- Pamiętasz, kiedy dwa lata temu poszliśmy na zakupy? Wtedy gdy spotkałeś mnie przypadkiem?
- Coś mi świta.
- Mówiłam Ci o facecie, który zdradził mnie i okazało się, że jego druga dziewczyna była w ciąży, prawda?
- Aham.
- Tym facetem był Louis.
- Wow. Wow. Czekaj. Co kurwa!?- wykrzyknął.
- Tak. Nie wiem, co sobie pomyślałeś, ale chwilę temu kłóciliśmy się.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Ponieważ był naszym nauczycielem?
- Ja pierdole. Muszę wyjść.- złapał się za głowę, po czym wciągnął na swoje stopy czarne adidasy.
- Luke... Proszę.- jęknęłam żałośnie przez łzy.

Mimo moich starań Brunet opuścił mieszkanie bez najmniejszego słowa. Ostre łzy balansowały na granicy moich oczu, które już i tak paliły. Ukryłam twarz w dłoniach, a słone krople bez przeszkód spłynęły po policzkach. Wiedziałam, iż ukrywanie tego przed chłopakiem było złe, jednak naprawdę wstydziłam się faktu, że tak łatwo dałam się wykiwać. Moje gnające myśli zostały przerwane przez dźwięk kroków, a ja dostrzegłam dwa vansy niedaleko mnie.

- Co tu robisz?- zapytałam Louis'a, stojącego metr od kanapy.

_______________________________________________________

Hej!
Wiem, że rozdział nie jest najlepszy i najdłuższy, jednak
chciałam dodać go jak najszybciej. Mam nadzieję, 
że Wam się spodoba ;3 Od kilku tygodniu zapominam 
Was o czymś poinformować xD Otóż...
1. Archiwum zastąpiłam zakładką "Spis Treści".
2. W "Okolicy" pojawiły się zdjęcia przedstawiające mieszkanie
Luke'a i Lottie.
3. Zaczęłam pisać kolejne fanfiction i zapraszam do czytania
4. Zapraszam do przeczytania pierwszej części, ponieważ
od pojawienia Lou pojawi się kilka wzmianek o wydarzeniach
z Dark Side Of Tomlinson.

Dziękuję Wam za każdy komentarz! ♥
Przepraszam za błędy. Nie sprawdzałam.
PS. Piosenka do rozdziału jest piosenką przewodnią
do całego CPOML.

10 komentarzy= Rozdział 10

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 8


" Ludzie mają irytujący zwyczaj pamiętania rzeczy, których nie powinni pamiętać."
~ Christopher Paolini "Eragon"




Po przeczytaniu treści wiadomości, która pojawiła się na wyświetlaczu mojej komórki, momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej. Luke wypuścił z siebie ciche mruknięcie, po czym przytulił malutką poduszkę z wyszywanymi białymi kwiatkami. Wyglądał przesłodko, ale nie mogłam skupić się na nim, ponieważ moje myśli krążyły jedynie wokół pewnego Bruneta, który postanowił nagle przylecieć do Londynu i spotkać się z dawnymi przyjaciółmi. Kate nigdy wcześniej nie pisała do kogokolwiek o tak późnej porze, co mogło jedynie oznaczać iż miałam ogromne kłopoty. Dziewczyna miałam irytujący zwyczaj pisania zwięźle, bez podawania większych informacji, co oznaczała iż musiałam się z nią spotkać, na co nawiasem mówiąc nie miałam najmniejszej ochoty. Świadomość, że Lou jest prawdopodobnie gdzieś niedaleko mnie, a ja w każdym momencie mogłabym na niego trafić, była naprawdę przytłaczająca.
Westchnęłam przeciągle, po czym wstałam na równe nogi, by w kuchni wypić szklankę zimnej wody. Stopy odbijały się od zimnej posadzki, która co jakiś czas wydawała dziwne dźwięki pod moim ciężarem. Już gdy byłam mała bałam się ciemności, jednak wraz z wiekiem moja fobia przybierała na sile i mając dwadzieścia kilka lat, po prostu nie potrafiłam przebywać w nieoświetlonym pomieszczeniu. Wzięłam pierwszy lepszy telefon, który okazał się należeć do Luke'a. Przycisnęłam okrągły, typowy dla iPhone'ów, przycisk, a ściany oraz podłoga zostały rozjaśnione lekką poświatą. Podreptałam w stronę kuchni, gdzie nalałam wody do kubka i zasiadłam na krześle, podciągając kolana aż pod samą brodę. Ekran komórki Australijczyka nadal nie został wygaszony, dzięki czemu mogłam przyjrzeć się tapecie, przedstawiającej bliźniaków, uśmiechający się do aparatu. Wiedziałam, iż Lu był mocno przywiązany do swojego brata, jednak ten coraz bardziej odsuwał się od niego. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy tak naprawdę ostatni raz widziałam ich rozmawiających. Jai nie lubił mnie, a czas który spędzałam z Lukey'em był czasem odbieranym im jako rodzeństwu. Miałam wyrzuty sumienia z tego powodu i chwilami chciałam po prostu wyjść i pozwolić im pobyć razem. Nie dało się zapomnieć momentu, gdy wyszłam wraz z Dan przed uniwerek, a chłopcy wstydzili się sposobu w jaki ona do nich mówiła, jak do małych dzieci. Jai uśmiechał się non stop i stał blisko Luke'a, lecz ja to zmieniłam. Obaj byli wybuchowi i jeśli kłócili się to lepiej było wyprowadzić się na kilka godzin do innego państwa. Serio. Były takie dni, jeszcze nim Nash i Cam wyjechali, gdy siedzieliśmy wszyscy razem i śmialiśmy się póki nie rozbolały nas brzuchy. Te czasy minęły, a ja chciałam powrócić do nich i znów być szczęśliwą.
Moje wnętrzności wykonywały koziołki, a głowa bolała bardziej niż kiedykolwiek. W pokoju obok spał mężczyzna, który złożył mi przysięgę, natomiast gdzieś w tym samym mieście w wielkim domu, spokojnie, wtulając się w swoją żonę, spał Louis. Moje życie było chore. Słowo daję.

- Stało się coś?- usłyszałam zaspany głos Luke'a.
- Nie. Wszystko okey.- zapewniłam ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Chodźź. Zimno mi bez Ciebie.
- Jesteś na mnie zły?
- Co?- zapytał zdezorientowany moim niespodziewanym, dziwnym pytaniem.
- Przeze mnie nie układa Ci się z Jai'em.
- Boże... Głuptasie, to nie przez Ciebie! On ma problemy ze swoją dziewczyną. Ona została w Australii i widzieli się ostatni raz dawno temu. Rozmawiają tylko czasami przez telefon. Jai pieprznął laptopem o podłogę, więc Skype nie wchodzi w grę. Danielle nie pożycza mu swojego, a ja tym bardziej.
- Jak długo są razem?
- Trzy i pół roku.
- Wow.- byłam pod niesamowitym wrażeniem.
- Długo, dlatego Elle chciałaby widywać się z nim częściej.


Przez moment wpatrywałam się w Bruneta. Jego ciemne włosy ułożone były w bardzo chaotyczny sposób. Ba. "Ułożone"! Po prostu zostawił je w takim stanie, w jaki przeszły podczas jego snu. Brązowe oczy błyszczały, a na torsie widniały ślady odciśniętego materiału koca. Kim był? Był moim wymarzonym chłopakiem, ale cóż mogłam poradzić, że w moim sercu nadal miałam kogoś innego? Kogoś, kto zranił mnie dawno temu?

- Kiedy przeprowadzaMY się?- zapytałam, podkreślając ostatnio sylabę środkowego słowa.
- Dzisiaj?
- Serio?
- Czemu nie? Nie masz tutaj zbyt wielu rzeczy, prawda?- pokiwałam głową.- Właśnie, a ja już się praktycznie spakowałem.
- Ugh. Okey.

Chciałabym zapaść w wieczny sen i po prostu nigdy więcej nie obudzić się.

- Chodź, Skarbie.- powiedziałam, nim połączyłam nasze usta.

Była to jedna z tych niespokojnych nocy, podczas których człowiek nie potrafi zasnąć, przez natłok myśli męczących jego mózg. Oddech Luke'a już dawno unormował się, a ten zapadł w głęboki sen, ja natomiast przewracałam się z boku na bok, chcąc jak najszybciej porozmawiać z Kitty. Starałam się po prostu wyłączyć, dzięki czemu godzinę później nareszcie doznałam błogiego relaksu w ramionach chłopaka.

* * *

- Kochanie?- szepnął Luke, a jego gorące usta przylgnęły do mojego karku. Jęknęłam, po czym rzeczywiście podniosłam się, by przywitać go całusem.- Jest czternasta i sądzę, że to czas abyś wstała.
- Czternasta!? Jakim cudem tyle przespałam?! Dlaczego mnie nie obudziłeś?!
- Sam niedawno wstałem.- zachichotał.- Zdążyłem jedynie pójść po coś na śniadanie, bo lodówka świeci pustkami.
- Wiem, duh. Nie musiałeś nic kupować.
- Jestem głodny! Jeśli wyrobimy się w godzinę, to chciałbym pomóc Ci z pakowaniem. Jai podjedzie po nas samochodem.- powiedział, prowadząc mnie do stołu.
- Jai?
- Tsa.
- Pytałeś go?- zaciekawiłam się.
- Nah. Sam zaproponował.
- Woah.- mruknęłam, słodząc herbatę.
- Hej, uśmiechnij się! 

Wysiliłam się na delikatne uniesienie kącików ust, bo szczerze mówią to humor całkowicie mi nie dopisywał. Posiłek minął nam w, o dziwo, niezwykle dobrej atmosferze. Jedliśmy, śmialiśmy się i po prostu byliśmy razem... Już nie jako przyjaciele, a jako dwójka zakochanych w sobie osób.

Zakochanych?!
Shh. Jego tutaj nie ma. Nie zobaczysz go więcej. Liczy się tylko Luke.

Stare szafki, które pozostawili po sobie dawni właściciele mieszkania, podobnie jak lodówka , świeciły pustkami. Większość swoich ubrań i rzeczy sprzedałam, by móc zapłacić czynsz, tak więc po upływie niecałych czterdziestu minut pięć kartonów stało pod drzwiami, czekając na zabranie. Ważniejsze przedmioty i część ubrań zapakowałam do walizki oraz plecaka. Jai pojawił się chwilę po odebraniu telefonu od brata, mówiącego mu, iż skończyliśmy. Chłopak wydawał się jakiś odmieniony. Serio! Wręcz biło od niego szczęście i zadowolenie. Już od wejścia uśmiechał się w moim kierunku i przytulił mnie na przywitanie.


- To wszystko?- zapytał młodszy.
- Tak sądzę.
- Okey. W takim razie... Jedziemy!

Potrzebowaliśmy dwudziestu minut na dojechanie do... Apartamentowca?! Nie spodziewałam się tak luksusowo wyglądającego budynku! Z zewnątrz praktycznie w całości został oszklony. Malutkie skrawki ścian, prawdopodobnie oddzielające jedno mieszkanie od drugiego, były w srebrnym kolorze i błyszczał w świetle latarni, którymi został otoczony cały gmach. Wielka czarna brama rozsunęła się, pozwalając nam na wjechanie na posesję.

- Mam nadzieję, że Ci się spodoba.- szepnął do mnie Luke.- Otwieraj.

Powoli nacisnęłam klamkę od drzwi, zastanawiając się jak do cholery mam je otworzyć skoro nikt nawet nie wyciągał kluczy. Jednak drewniana powłoka ustąpiła, a moim oczom ukazał się OGROMNY salon. Po środku stał malutki stolik otoczony sofą oraz fotelami, z których można było obserwować wmurowany w ścianę kominek.

- To jest wielkie.- powiedziałam.
- Jest jeszcze piętro.

Moje nogi niemal ugięły się, kiedy usłyszałam słowa wypowiedziane przez Danielle, stojącą na krętych białych schodkach. Przyznaję, nie raz wspominałam jej i Luke'owi, że podobają mi się białe pokoje, ale nigdy nie pomyślałabym, iż zrobi coś takiego dla mnie.  Ujęłam dłoń mojego chłopaka, by wraz z nim wspiąć się po białych stopniach.

- Tutaj będziesz spała.- ogłosił, wprowadzając mnie do sypialni.

Większość część pomieszczenia zajmowało wielkie łoże, które mogłoby pomieścić około cztery osoby. Ale... Wait.

- A ty? Gdzie będziesz...?
- W salonie. Na kanapie.- wzruszył ramionami.
- Chyba zgłupiałeś. Nie ma mowy. Możemy się zamienić.
- Teraz to ty robisz z siebie idiotkę. Proszę Cię.
- W takim razie oboje będziemy spali tutaj. I już.- krzyknęłam.
- Serio?
- Czemu nie? Każdy będzie trzymał się swojej strony łóżka i będzie okey.

Australijczyk obdarował mnie buziakiem w policzek, po czym przystąpiliśmy do dalszego "zwiedzania" naszego nowego domu. Z każdym kolejnym pokojem, coraz bardziej zgadzałam się z moją pierwszą myślą, kiedy weszłam tam pierwszy raz. "To mieszkanie było warte więcej niż cała kamienica, w której dotychczas mieszkałam.". Gdy wkroczyliśmy do łazienki, będącej ostatnim punktem naszej "wycieczki" po prostu nie mogłam uwierzyć.

- Chcę już użyć tej wanny.- jęknęłam.
- Jeszcze mamy czas.
- Ew.- Jai zmaterializował się tuż za nami.- Zabieram Dan i jedziemy na obiad. Chcecie dołączyć?
- Nie, dzięki. Musimy to wszystko ogarnąć. Braciszku?
- Ta?
- Dziękuję.

Chciałam krzyczeć ze szczęścia, ponieważ sposób w jaki się przytulili był przesłodki.

- Do zobaczenia.- pomachałam.- Muszę poukładać rzeczy.
- Serio? Nie możemy zrobić czegoś, no nie wiem... Fajnego?
- To co najlepsze zostawię na koniec.
- Och. Nie mogę się doczekać.- klepnął mój tyłek.

Łącznie mieliśmy jedenaście pudeł ubrań, kosmetyków, figurek i pamiątek. Prawdopodobnie rozłożenie tego wszystkiego zajęłoby nam cały dzień, gdyby nie moje słowa, które zmotywowały Luke'a do szybszego ruszania się. Dzieliliśmy ze sobą garderobę i szafkę w łazience, a ja dzięki pozostałościom z mojego dawnego życia mogłam dodać temu miejscu przytulniejszego wyglądu, już nie wyglądało jak muzeum, lecz jak nasze wspólne gniazdko.

- Puszczę muzykę.- oświadczył Luke, a już chwilę później Elvis Presley śpiewał nam swoje największe hity.

Była godzina dwudziesta - druga. Lukey biegał po mieszkaniu w samych bokserkach, a ja mając zamiar sprawić mu przyjemność, paradowałam w czarnej koronkowej bieliźnie. Nagle jego dłonie znalazły się na moich biodrach, którymi poruszałam w rytm piosenki.

- Podoba Ci się tu?- zapytał.
- Oczywiście. Dziękuję.
- Jesteś taka piękna...
- L... O. Ktoś puka.

Szybko naciągnęłam na siebie satynowy szlafrok, po czym otworzyłam drzwi.

- Dobry wieczór. Mo...- powiedział mężczyzna, stojący za progiem.
- Stało się coś?- Lu objął mnie od tyłu w pasie.- O. Dzień dobry, Panie Tomlinson!


__________________________________________________________

Tum tu rum tum!
I o to jest nasz hiroł! xD
Rozdział trochę dupny, ale co tam xD
Mam nadzieję, że jakoś tam was zainteresowałam ^^
Przepraszam za błędy i kocham Was ♥

10 komentarzy = 9 rozdział



niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 7

"W życiu nie chodzi o to, by przeżyć burzę, ale o to, by tańczyć w deszczu"
~ Richard Paul Evans "Stokrotki w śniegu"

MUZYKA


- Z Louis'em! Od tygodnia jest w Londynie!
- C-Co?- jedynie tyle zdołałam z siebie wydusić.

W momencie, w którym wypowiedziała te kilka słów, moja szczęka opadła, aż do samej wypucowanej marmurowej sklepowej posadzki. Mój mózg potrzebował kilkudziesięciu sekund na uświadomienie sobie, co takiego właśnie oznajmiła mi, stojąca przede mną kobieta. Pokręciłam głową, mając niewielką nadzieję, że to wszystko było jedynie, jednym pieprzonym snem. Louis nie mógł znajdować się w Londynie, ponieważ... Po prostu nie mógł! Nie miał prawa, wracać tutaj po tym jak zdecydował się uciec, aż na drugi koniec Europy!
Automatycznie wykonałam kilka kroków w tył, wciąż wpatrując się w twarz bogatej pani Tomlinson. Wszystko wokół mnie zdawało dziać się w zwolnionym tempie, a głosy otaczających mnie osób nie docierały do moich uszu, tak jak jakiekolwiek inne dźwięki. Zupełnie jakby wszystkie moje zmysły nagle zostały magicznie wyłączone. Pozostawała mi nadzieja, iż w tak wielkim mieście jak Londyn, nasze drogi nie skrzyżują się w najmniej odpowiednim momencie. Czując narastającą we mnie złość, trochę zbyt mocno zacisnęłam dłoń wokół swojego nadgarstka, na którym spoczywała bransoletka od Louis'a. Złoty krążek palił moją skórę, domagając się ściągnięcia i tak też uczyniłam. Zabawne. Miałam ochotę uciekać przed Tomlinson'em, a jednak nie potrafiłam przez cały ten rok choć na chwilę zdjąć tego prezentu, który podarował mi tuż przed wylotem do Francji. Ha. Zabawne tak jak całe moje życie. Moje życie było tylko żartem losu.

- Coś się stało?- zapytała Danielle, podchodząc do nas.
- N-Nie. Wszystko dobrze.- wyjąkałam i słowo daję, moja twarz musiała być blada jak kartka papieru.
- Okeyy? A pani jest?
- Miło mi. Johannah Tomlinson.

Oczy Dan o mało co nie wyskoczyły z orbit, a jej zdziwiony wzrok spoczął na mnie. Przełknęłam ślinę, po czym ledwo widzialnie pokiwałam głową.

- Tomlinson, jak... Jak ten Tomlinson?- wydukała.
- Tak.
- Och. Wow. W takim razie... Danielle Brooks.- wyciągnęła rękę w stronę starszej kobiety, ta uścisnęła ją z przyjaznym uśmiechem przyklejonym do ust.
- J-Ja muszę... Źle się czuję. Przepraszam. Danielle odezwę się. Miło było panią spotkać.- wygłosiłam na jednym wdechu, by bez problemu niemal biegiem opuścić galerię.


O dziwo, zazwyczaj okropnie dłużącą się drogę do mojego mieszkania pokonałam w kilka minut. Zamknęłam drzwi na pięć spustów, po czym opadłam na kolana, szlochając niczym nastolatka którą już faktycznie nie byłam. Tusz do rzęs spływał czarnymi strugami po moich zaróżowionych policzkach, a mój ciężki oddech ugrzązł w gardle. Kilka godzin później nadal łkałam, co jakiś czas krzycząc w poduszkę, podczas gdy na zewnątrz zapadł już zmrok. Zza ściany jak zwykle słychać było awanturę sąsiadów, ponieważ żona nie tolerowała późnych powrotów męża. Mark, mieszkający piętro wyżej znów wracał pijany, przeklinając głośno cały świat. W tamtej chwili naprawdę żałowałam, iż tak potoczyło się moje życie. Mogłam żyć szczęśliwie u boku ukochanego mężczyzny, a... A skończyłam płacząc w samotności przy świetle świecy, ze względu na brak pieniędzy na rachunki.
Nagle moje ciało zsunęło się z kanapy, a ja gruchnęłam na podłogę, zbijając przy tym wazon. Delikatne szkło roztrzaskało się, raniąc skórę mojej nogi, którą upadłam akurat na resztki naczynia. Na moich policzkach pojawiało się coraz więcej łez, a krew spływała w dół, brudząc moją skarpetkę oraz wszystko wokół. Nie miałam siły, aby wstać. Nie miałam siły, aby żyć. Odchyliłam głowę do tyłu, kiedy nagle przypomniałam sobie o butelce wódki, czekającej na wypicie. Moje nogi chwiały się w każdym możliwym kierunku, kiedy podniosłam tyłek z podłogi. Moje palce przeszukiwały nikłą zawartość szafek, by w końcu natrafić na szklaną buteleczkę. Nieporadnie odkręciłam "srebrną" zakrętkę, a do moich nozdrzy dotarł ostry zapach spirytusu. Tak naprawdę to nigdy nie lubiłam pić, ale ponoć alkohol to lek na smutki. Potrzebowałam kogoś, kto podniósłby mnie z dna i pokazał, że szczęście nadal istnieje i nie mam czym się martwić, bo jestem wartościowym człowiekiem.

- Zostaw to.- usłyszałam cichy głos dochodzący z ciemnego przedpokoju.

Przestraszona upuściłam trzymany przedmiot, a jego zawartość rozlała się, tworząc niewielką plamę na drewnie. Z mroku, ku mojemu zdziwieniu, wyłonił się Luke. Bez dłuższego ociągania się, dwoma krokami pokonał dzielącą nas odległość, po czym zamknął mnie w swoich ramionach. Miał na sobie czarną koszulkę, koszulę w kratę, nieodłączoną czerwoną czapkę, ciemne obcisłe spodnie i Timberlandy.


- Już. Shh. Nie płacz. Jestem przy Tobie.- szeptał, gładząc moje włosy. Kołysaliśmy się na boki, a jego obecność dawała mi nieoczekiwane ukojenie.

Usiedliśmy, a Australijczyk nadal nie oddalał się ode mnie za co miałam ochotę dziękować mu do końca życia. Słychać było jedynie nasze płytkie oddechy oraz pociąganie nosem, nawet sąsiedzi przestali wykrzykiwać milion obelg na sekundę.

- Lottie?

Nie odpowiedziałam, ponieważ wielka gula formująca się od kilku godzin w moim gardle, nie pozwalała mi na wykrztuszenie z siebie słowa.

- Wiem, że byłaś wcześniej raniona przez inne osoby, ale ja nigdy więcej nie pozwolę, by ktokolwiek sprawiał Ci ból. Zaopiekuję się Tobą.- powiedział cicho, sprawiając iż spojrzałam na niego, odchylając się na długość ramienia. Poczułam, że moja dolna warga drga, co również zauważył Luke i zachichotał.
- Ja... Nie wiem, czy potrafię.- wyznałam.
- Małymi kroczkami. Malutkimi gestami. Wszystko powoli, ale obiecuję Ci, że będzie tak jak powinno być.
- Luke...
- Proszę...

W jego brązowych oczach mogłam dostrzec niepewność, strach i ogromną nadzieję, tak rzadko spotykaną w tych czasach. Och tak. Ludzie w XXI wieku nie wierzą, po prostu sądzą że wszystko jest albo na tak albo na nie i nie ma już innego wyjścia, nie mogą mieć nadziei na lepszy dzień, ale nie On. Zawsze wydawał się inny niż pozostali.
Przyłożyłam rozedrgane dłonie do jego policzków, po czym połączyłam nasze usta w słodkim, lekkim pocałunku.

- Jak wszedłeś tutaj?- uświadomiłam sobie, że przecież zamykałam drzwi.
- Zapasowe klucze. Zostawiłaś u mnie torebkę.
- O Jezu. Zapomniałam.
- Przeprowadzam się.- wypalił nagle.
- Co? Jak to?
- Dostałem w spadku mieszkanie i czekało, aż będę gotowy na zamieszkanie na własną rękę. Od ponad roku coś tam remontowałem i  nie jest źle. Wiesz co jeszcze?
- Hm?
- Ty przeprowadzisz się tam ze mną.
- Woah! Słyszałam coś o małych kroczkach?- cofnęłam się.
- Są tam dwa pokoje. Spokojnie.- wyrzucił ręce w powietrze.
- Nie chcę się stąd wyprowadzać.

Spojrzał na mnie wzrokiem, mówiącym "Proszę Cię. Kipisz sobie ze mnie?".

- Tu nie jest bezpiecznie, a tam będziesz miała wszystko! Nawet za czynsz nie będziesz musiała płacić. Nawet ja starałem się jak najszybciej dostać tutaj, żeby ktoś mnie nie zaatakował.
- Nie chcę.
- Chcesz.

Czułam, iż po raz kolejny łamię się od środka, a z moich oczu popłynęły słone łzy. Wiedziałam, że to się stanie prędzej czy później. Nie potrafiłam być silna. Nie potrafiłam kryć uczuć i po prostu żyć dalej. Jednak miałam przynajmniej świadomość, iż nie byłam sama. Miałam kogoś, komu faktycznie na mnie zależało. Kogoś, kto nie wyglądał jakby miał zamiar mnie opuścić.

- Dla Ciebie.- na moim kolanie spoczął zimny łańcuszek z okrągłą zawieszką.
- Co to?
- Mężczyźni w mojej rodzinie traktują ten naszyjnik jak obietnicę składaną ukochanej.
- Ja...
- Mój tata nie podarował go mojej i Jai'a mamie. Wiedział, że nie wytrwa przy jednej kobiecie do końca życia... Byłem małym dzieciakiem, kiedy przyszedł do mnie do pokoju i powiedział "Daj go tej jedynej... Ale tylko jeśli będziesz pewny, że kochasz ją bardziej niż samego siebie.". Dzień później odszedł. Nie wiem, dlaczego to nie Jai ma go teraz, ale chcę to zrobić. Chcę go zawiesić na twojej szyi.- nie popatrzył na mnie ani razu, jakby bał się odrzucenia.- Jestem inny... Potrafię być zimnym chujem bez serca, ale to przez niego. Nie chcę być jak On. Chcę kochać.
- Nie jesteś jak On. Nigdy nie będziesz.-podałam mu biżuterię, by pomógł mi ją włożyć.

Kilka godzin leżałam wtulona w ciepłe ciało Luke'a, niemal również mi udało się zasnąć, jednak mój telefon zawibrował, zwiastując nadejście nowej wiadomości.


" Wiedziałaś, że Louis jest w Londynie?!
Rozmawiałam z nim!"
Kate xx."

______________________________________________________________

Hej.
Czekałam na przekroczenie 10 komentarzy w poprzednim,
dlatego dopiero dziś dodaję siódemkę. Mam nadzieję, że
Wam się spodoba :) 

Mam nadzieję, że uszanujecie moją pracę i dodacie chociaż
po jednej opinii od siebie.

1O komentarzy = Rozdział 8

Little Bird

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 6


"A jednak to pierwsze złamane serce zawsze boli najbardziej,
goi się najwolniej i pozostawia najbardziej widoczną bliznę"




- Jai! Ty Kretynie!

Rankiem do moich uszu doszedł przeszywający krzyk Danielle. Moja głowa pękała, a rażące promienie słoneczne, przedostające się do wnętrza pomieszczenia, jedynie nasilały okropny ból. Potrzebowałam chwili, by zrozumieć gdzie akurat znajdowałam się. Mieszkanie. Mieszkanie, ale nie te moje. Nie otaczał mnie brud, a w pokoju nie panował chłód. Otoczenie nie sprawiało, iż człowiek czuł się samotnie, a wręcz przeciwnie…. Po prostu chciało się wtulić w cieplutką kołdrę i spać dalej. Jedno, konkretne miejsce na mojej szyi szalenie pulsowało. Przycisnęłam do lekko obolałej skóry dwa opuszki palców, by kreślić malutkie okręgi w celu zniwelowania bólu i opuchlizny. W sąsiednim łóżku nie było nikogo, ale głos Dan nadal rozbrzmiewał zza drzwi. Nie mogłam wyrzucić ze swojej głowy wspomnienia ramion Luke’a, oplatających moje ciało kilka godzin wcześniej. Tuż przed odpłynięciem w magiczną krainę snów, słyszałam jego szept, mówiący „Nigdy Cię nie opuszczę. Cśsi… Jestem przy Tobie.” Nie wiedziałam co mogły znaczyć te słowa, jednak uderzały, gdzieś wewnątrz mnie w uczucia ukryte głęboko, głęboko. Zazwyczaj już dawno uciekłabym, gdzie pieprz rośnie, ale tym razem było inaczej. Brak sił, spowodowany ogromnym kacem, trzymał mnie w miejscu, a chęć ujrzenia tego firmowego australijskiego uśmiechu powodował, iż czułam się niemal przykuta do łóżka.

- Cholerny…! - wyraz twarzy Danielle nie był zbyt przyjazny, lecz widząc mnie momentalnie zatrzymała się.- O! Wstałaś!
- Hej! Już się zbieram.- odparłam ze śmiechem.
- Zapewne nie czujesz się lepiej od mojego Braciszka. Zaraz przyniosę Ci tabletki.- jej wzrok zawisł na wysokości mojej szyi, a kąciki ust mimowolnie uniosły się.- Wybierz sobie jakieś ubrania z szafy Luke’a.

Kilka sekund po opuszczeniu przez dziewczynę pomieszczenia, podniosłam się, aby podejść do mebli ustawionych naprzeciwko łóżka. Ku mojemu zdziwieniu koszulki były schludnie złożone, a bluzy wisiały na wieszakach. Wybrałam biały T-Shirt z nadrukiem oraz czarne koszykarskie szorty. Moje ciało tonęło w nadmiarze materiału, ale jego zapach sprawiał, że czułam się lepiej niż w swojej sukience.
- Dzień Dobry, Skarbie.- ręce Luke’a owinęły się wokół mojej talii, a jego podbródek został oparty o mój bark.
- Dzień dobry.- sięgnęłam do tyłu, by wsunąć palce w jego ciemne włosy.
- Zaraz przyniosę Ci śniadanie. Lepiej na razie nie wychodzić stąd. Jai upił się i zwymiotował w salonie.-zachichotał.
- Chyba nie powinnam zostawać.
- Dlaczego?
- Zbyt dużo razy zostawałam, a nie jestem nikim...ważnym.
- Okey.

Mimo wszystko poczułam ukłucie w klatce piersiowej, kiedy od tak zgodził się na moje wyjście. Opuściłam ręce wzdłuż ciała, po czym zdjęła spodenki.

- Co robisz?- zapytał, nadaj stojąc za moimi plecami.
- Są twoje.
- Dzięki.- starannie składał spodenki, podczas gdy ja pozbyłam się górnej części stroju.

Akurat gdy byłam w trakcie ubierania czarnej sukienki, Luke obrócił mnie twarzą do siebie. Był w samych bokserkach, a ja mogłam podziwiać jego mięśnie, napinające się przy nawet najmniejszym wykonywanym ruchu.

- Tak naprawdę, to cholernie chcę żebyś została.- wziął swojego kolczyka w wardze między zęby, przez co wyglądał tak niewiarygodnie seksownie.
- To dlaczego...?
- Chciałem, żebyś coś zobaczyła. Gdybyś była nikim ważnym to traktowałbym Cię tak jak przed chwilą.... A tak nie jest. Ubieraj to i zjemy coś.- jego oczy błyszczały.
- Luke...
- Tak, Babe?
- Dziękuję.- wyszeptałam.
- Za co?
- Za wszystko.

Wtedy... Wtedy pierwszy raz tak naprawdę przytuliliśmy się. Oplotłam ciasno jego ciało, by być jak najbliżej. Był ode mnie wyższy o głowę, jednak... To był ten jedyny raz, kiedy czułam się dobrze ze swoim niskim wzrostem.

- Możec... Ops.- Dan jak zwykle miała niesamowite wyczucie czasu.- Sorki!
- Zaraz przyjdziemy.

Wybuchliśmy śmiechem... Ta dziewczyna jest niesamowita.

- Powinnam...
- Powinnaś zjeść śniadanie. Lubię Lottie, a nie kupę kości.- przerwał mi, kręcąc głową.

Zauważyłam Jai'a śpiącego na kanapie w salonie i od razu dostrzegłam, iż w czasie snu wyglądał zupełnie jak Luke. Miał całkowicie rozczochrane włosy, a jego twarz była blada niczym kartka papieru.Przez moment mruczał coś na kształt imienia, jednak nie potrafiłam nic odszyfrować. Musiał nieźle zabalować tamtej nocy. Cóż... Nieźle, ale nie tak bardzo jak ja.
Zasiedliśmy przy niewielkim stole, a najstarsza z rodzeństwa nie potrafiła ukryć swojego promiennego uśmiechu. Nie wiedziałam, dlaczego za każdym razem tak bardzo cieszyła się z mojej obecności, ale tak faktycznie było. Na moim talerzu spoczywał omlet z warzywami, a w ślicznej filiżance parująca herbata English Breakfast. Przez moment patrzyłam sceptycznym wzrokiem na posiłek, ponieważ taka porcja była dla mnie o wiele za duża. Mój jadłospis w ostatnich miesiącach składał się jedynie z kilku bułek na tydzień, tak więc kiedy ostatni raz udało mi się stanąć na wadze, na elektronicznym wyświetlaczu pojawiły się trzy cyferki... Trzy cyferki, które zmroziły mi krew w żyłach. Ważyłam jedynie 43,5 kg... Nic dziwnego, że każde ubranie niemal wisiało na mnie. Niedawno, jeszcze na wakacjach nabawiłam się zapalenia oskrzeli. Lekarz, do którego wybrałam się na badania, krzyczał na mnie przez ponad dwadzieścia minut. Tłumaczył, iż moje BMI wynosiło 16, co oznaczało iż  byłam wychudzona, ale co mogłam mu odpowiedzieć? Że nie miałam pieniędzy na jedzenie? Nie dzięki.

- Jedz.- zachęciła Danielle, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Och. Um. Tak.

Luke rozmawiał z siostrą na kompletnie nie zrozumiałe dla mnie tematy. Lewa ręka chłopaka cały czas spoczywała na moim kolanie, a on sam co jakiś czas patrzył mi prosto w oczy. Dan oznajmiła mu, że ich mama znów poczuła się źle i trafiła do szpitala, a wszyscy zdawali się być bardzo smutni.

- Przykro mi.- powiedziałam, gdy tuż po śniadaniu wróciliśmy do jego pokoju.
- Mama od dłuższego czasu miała problemy ze zdrowiem.

Delikatnie pogłaskałam jego policzek, po czym złożyłam na nim całusa.

- Lots?
- Tak?
- Chciałem o coś Cię zapytać...
- Wal śmiało.
- Ja...
- Charlotte! Potrzebuje twojej pomocy!- Danielle wpadła do pokoju, przez co Lukey zaklął pod nosem.- Masz dzisiaj czas?!
- Um...  Mam.
- Poszłabyś ze mną na zakupy?
- Jasne... Tylko musiałabym wrócić...
- Nie! Nie!- wyrzuciła ręce w powietrze.- Zostawiłaś u nas ostatnio spodnie, więc dam ci do nich  koszulkę! Jaki masz rozmiar buta?
- Trzydzieści siedem.
- Ja też! Buty też będziesz miała ode mnie!

Spojrzałam przepraszająca na chłopaka,  by chwilę później zniknąć za drzwiami. Danielle pożyczyła mi T-Shirt i buty, a moje rurki faktycznie znajdowały się w ich mieszkaniu.

- Dzisiaj jest bardzo zimno.- zatrzymał mnie Luke.-Weź.
- Nie trzeba!
- Weź! Serio!

W końcu zgadzając się z jego propozycją, założyłam białą bluzę z Obey'a.

- Czapkę też! Nie chcę, żebyś się przeziębiła.
- Boże.. Okey.

Australijczyk pocałował mnie na pożegnanie, po czym zostałam dosłownie wyciągnięta na korytarz.Po drodze Dan tłumaczyła mi, dlaczego potrzebowała pilnie kupić coś nowego do ubrania. Chłopak o rok od niej starszy, będący od sześciu miesięcy jej "crush'em", zaprosił ją na koncert. Szczerze mówiąc, to nie zdziwiłam się nawet minimalnie na jej wybór galerii handlowej. Znalazłyśmy się na jednej z najlepszych londyńskich ulic.

- Przecież tutaj sprzedają tylko eleganckie ubrania!- uniosłam brwi w geście zdziwienia, kiedy Brunetka weszła do jednego z droższych sklepów.
- Potrzebuję czegoś na kolację z takim jednym facetem.- wyjaśniła.

Co?
Okey.

Przeglądałam sukienki w różnych odcieniach różu, żółci, błękitu i innych żałosnych kolorów. Danielle znajdowała się kilka wieszaków ode mnie i sądząc po uśmiechu na jej twarzy, w końcu udało jej się znaleźć coś "nadzwyczajnego".

- Charlotte!- usłyszałam jak ktoś za moimi plecami wykrzykuje moje imię.
- Ja... A! To Pani!- stanęłam jak wryta na widok mamy Tomlinson'a.- Dzień dobry.
- Nie poznałam Cię! Ależ się zmieniłaś!
- Dziękuję bardzo.
- Jak Ci się wiedzie?- w jej rękach spoczywało około trzynaście toreb z logami Chanel i tym podobnych.
- Dość dobrze. Studiuję.
- Ach tak. Harry coś ws... Przepraszam. Nie powinnam o nim wspominać.
- Nie szkodzi.- uśmiechnęłam się sztucznie.
- Widziałaś się może z moim synem?
- Harry'm?
- Z Louis'em. Od tygodnia jest w Londynie!- zaświergotała.

_______________________________________________________________


Hej!
Tradycyjnie pojawiam się z nowym rozdziałem po trzech dniach.
Trochę to dziwne, bo dodaję już 6 rozdział, a dopiero co zaczęłam xD
Mam nadzieję, ze muzyka wam przypasuje, bo ja osobiście
uwielbiam tę piosenkę! Rozdział dość mi się podoba, mimo że 
jest taki... nijaki. Ach.... Zapomniałabym... Przepraszam, ale muszę.

10 komentarzy = Następny rozdział

Do następnego, Kochani ♥

Little Bird